niedziela, 22 grudnia 2013

Zaraz święta...

Mój powrót do zdrowia ciągle w toku...  Do końca roku już bardzo mało dni. Sznase na wybieganie zamierzonego celu sporo zmalały, ale jeszcze są;-) Zostało 118 kilometrów... Nie wierzę, że ta bariera tysiąca kilometrów jest nie do pokonania... Choć nigdy jeszcze się nie udało. Ale tak to jest jak się na koniec roku chce nadrobić, zamiast regularniej pobiegać przez dwanaście miesięcy. Może w 2014 bedzie inaczej. Bardzo bym tego chciał... żeby bóle kończyn dolnych nie przeszkadzały w regularnym bieganiu.

Tymczasem pora na ubranie choinki itd... :-)

niedziela, 15 grudnia 2013

one, two, three, four, five... just five!!! czyli piąty start w parkrunie :-)

Jakiś czas temu to się działo... Pewnie już nie pamiętam wszystkiego. No ale...
Mój piąty start... dzień przed biegiem sporo myślałem jak mam to pobiec? Szybko samemu? Czy potraktować to treningowo i pobiec z Kamilem?
Rano telefon do Kamila czy  nie zmienił zdania? Rozmowa nie trwałą długo... po 15 minutach widzieliśmy się już w parku. Dotruchtaliśmy praktycznie w tym samym momencie. Krótka rozmowa... i udajemy się w kierunku tłumu (50 osobowego ;-)).
Tam jak zwykle to samo. Osoby biegnące pierwszy raz dostają kilka wskazówek by za chwilę usłyszeć komendę do startu. Tymczasem u mnie w głowie zapadła decyzja. że dzisiaj się wyłamię i nie będę się z nikim ścigał!!
No to zaczynamy!! Na pierwszej prostej to samo co zwykle! Nie ma znaczenia ile kilometrów masz w nogach w tym roku, nieistotne jest to, że to Twój pierwszy start, zupełnie nie jest ważne w jakmi czasie biegasz kilometr bo tutaj jest wyścig. Tutaj amatorzy prawie dorównują profesjonalistom. By po zrobieniu trzystu metrów zmniejszyć tempo o połowę ;-) My też ruszyliśmy ostro ;-) W sumie to było takie tempo jak zwykle... zegarek pokazał coś w granicach 4 min/km albo i mniej. Zastanawiałem się na co stać Kamila? W sumie jedyne co ostatnio biegał to kilkanaście kilometrów na bieżni? A tu nagle porwał się na piatkę w terenie i zaczął tak szybko...  Dobra na szczęście nie muszę go hamować bo wszyscy zaczynają zwalniać a przy okazji i my. Ale mimo tego pierwszy kilometr wyszedł w dobrym tempie 4:40 min/km. Tak sobie biegniemy ale mnie coś ciągnie żeby kogoś wyprzedzić :-/ Na szczęście udało mi się zapanować nad moim zapędami. No to lecimy dalej! Po oddechu słychać, że się nie obijamy. Pora na pierwsze starcie z podbiegiem i tutaj pokazujemy moc i mijamy kolejne osoby. Ale i nas mije ktoś... czarnoskóra dziewczynka lat z piętnaście... Tempo drugiego kilometra sporo wolniejsze bo 5:27 min/km. Ale teraz trochę odpoczniemy bo zaczyna się zbieg... tam oddech wraca do normy i łapiemy siły na drugą połowę dystansu. Dostajemy doping od wolontariuszy i przyspieszamy. Kamil mówi, że jak będzie ostatni kilometr to mam dać mu znać to jeszcze podkręcimy tempo. Ale jak się okazuje większe obroty pojawiają się już po połowie trzeciego kilometra! Górkę pokonujemy w mgnieniu oka. A przy okazji kogoś wyprzedamy a także zbliżamy się małymi krokami do naszej małej koleżanki z poprzedniego okrążenia. Już wiem, że Kamilowi chodzi to samo po głowie co i mi... :P No to dobra!! Widzę, że robi redukcje a obroty się zwiększają i to mocno!! Wyprzedzamy!! Ostatni kilometr!! Lecimy już na swobodnie bo nie trzeba podbiegać pod żadne szczyty. Tempo jest faktycznie szybsze i wyszło poniżej 5 minut na kilometr. Na mete wpadamy z takim samym czasem 25 minut i 16 sekund. Fotokomórka zdecydowała, że Kamila noga była nieco szybciej na mecie... :-/ I mamy kolejno 34 i 35 miejsce na 65 startujących. A jak się okazuje wyprzedzamy zaledwie o dwie sekundy naszą młodą przeciwniczkę.... ufff!


Jeszcze raz gratulacje dla Kamila za dobry czas w debiucie!! Po biegu powiedział, że rzuca fajki i że super się biegło i to jest coś czego potrzebował ... :-) Oraz obiecał, że nie jest to jego ostatni parkrun ;-) Minęło trochę czasu a od tamtej pory nie wystartował... ?? No ale... jak wrócę do zdrowia to pobiegniemy razem.


Pozdrawiam!!






piątek, 13 grudnia 2013

Niełacno...

Niełacno będzie zrealizować zamierzony kilometraż...
Przeziębienie powróciło ze zdwojona siłą. W sumie to zamieniło się w chorobę :-/ Odpuszczam sobotni parkrun i robię kilkudniową przerwę. Mam tylko nadzieję, że organizm będzie w pełni sił do dwudziestego grudnia... Tymczasem czosnek, miód i medykamenty...

środa, 11 grudnia 2013

Czas upływa...

Do końca roku coraz mniej dni... do tego doszła kolejna przeszkoda bo złapałem jakieś przeziębienie. W weekend nie dałem rady pobiegać i w poniedziałek też. Na trening wybrałem się wczoraj. Miało być coś w okolicach dziesięciu kilometrów i tyle wyszło... Tempo starałem się trzymać w granicach 5:00 min/km no i to się udało!
 Do tego dołożyłem jeszcze przymusowy kilometr podbiegu ze sklepu ;-)

 Trening zrobiony... kolejny nie wiem kiedy. Do końca roku zostało jeszcze 20 dni i 118 kilometrów do przebiegnięcia. Chyba się uda...?  A dzisiaj minął miesiąc od Biegu Niepodległości . A co za tym idzie moim "wąsom" pozostało tylko siedem dni życia!!
 A potem czeka je ścięcie!! Hura!!

czwartek, 5 grudnia 2013

Wybieganie - czyli psychiczne relaksowanie :-)

Obawy co do zegarka minęły już wczoraj. Soft reset pomógł. Wczoraj narysował 6 kilometrową trasę więc było to dla niego przetarcie przed dzisiejszym treningiem ;-)
Obudziłem się wyspany o 8 rano. A to dlatego, że spałem ponad 10 godzin? No co czasem trzeba.  Dzisiaj dzień wolny od pracy więc po głowie chodził dłuższy dystans. Zresztą chodził też dlatego, że jakoś trzeba nabić brakujące kilometry...
No to co? Szybki rzut oka na pogodę zarówno panującą za oknem jak i na stronie meteorologicznej www. Wiatr spory ale bez deszczu. Temperatura w miarę ok. 1017 hPa.  Koszulka a na to bluza i można ruszać. Do tego zabrałem trochę wody i 8 kawałków czekolady? Jak to się nazywa? Wyleciało mi z głowy... takie dwa paski po cztery kawałki. Tabliczka to cała czekolada? Tak?
No i w końcu ruszyłem. Zdecydowałem się pobiec na Colwick... okolice parkrunu w którym raz startowałem. Oznaczało to mniej więcej 15 kilometrów lub więcej w zależności jak będą funkcjonowały nogi. Początek trasy z górki i do tego z wiatrem dlatego musiałem hamować się, by tempo  nie było zbyt szybkie. A to dlatego, że całość treningu chciałem utrzymać w podobnej prędkości czy to będzie z górki czy pod...
Nad tempem zastanawiałem się podczas pierwszego kilometra. Ostatecznie padło na coś w granicach 5:25 min/km. I tak sobie biegłem na spokojnie jedynie z obawą co będzie z powrotem? Widząc przechodniów idących z naprzeciwka których od czasu do czasu zatrzymuje wiatr i targa im fryzury :P No ale dobra... nie ma co się tym martwić póki co :-) Nogi dawały radę, czułem coś tam ale wszystko pod kontrolą. Gdzieś w okolicach 4 kilometra podjąłem decyzję, że przebiegnę coś koło 20 kilosów.... a co tam? Jak pobiegać to pobiegać. No i tak biegłem w nieznane :-) A w sumie trochę znane, bo tutaj przygotowywałem się do maratonu w którym nie wystartowałem... Tak czy inaczej kilometrów przybywało a ja delektowałem się jesienią. Scigałem się z liśćmi napędzanymi wiatrem, podziwiałem ogromne stada gęsi i kaczek coś tam do siebie wykrzykujących. Biegaczy za wiele nie spotkałem... Gdy na zegarku zapikał szesnasty kilometr zreflektowałem się, że pora wracać do domu. Teraz czekało mnie wdrapywanie się pod górki i przybieranie aerodynamicznych postaw a co jakiś czas dostałem z liścia... No i o ile w pierwszą stronę oraz podczas biegania po centrum wodnym mój puls oscylował w granicach 140 to tutaj zaczął wzrastać tak, że ekstremum globalne  przypadło na szczycie góry i wyniosło 176! A co najważniejsze udało się utrzymać w miarę równe tempo.

Kolejny trening planuję zrobić w sobotę lub niedzielę. Ile kilometrów to się zobaczy...


Pozdrawiam :-)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

z wysokiego C ! czyli mocny początek grudnia...

Może uda się z przyptupem zakończyć ten rok? Kilometrów do nabiegania w planach trochę mam. I ogólnie jakieś postanowienia adwentowe...
No to zaczynamy!
Pierwszy dzień grudnia i biegania nie było... ale za to pojawiła się wycieczka rowerowa. Pogoda iście wiosenna. Całkiem ciepło a co najważniejsze słonecznie. Może planu do końca nie udało się zrealizować bo mieliśmy odwiedzić słynny las Sherwood ale ostatecznie tam nie dojechaliśmy. Może innym razem się uda... ale to trzeba wcześniej się wybrać niż my to zrobiliśmy albo poczekać na dłuższe dni? Wcześniej nie dało się pojechać, bo rano biegła Justyna więc trzeba było trzymać kciuki za Jaskółkę z Kasiny. Tak czy inaczej zrobiliśmy 52 kilometry. A do lasu zabrakło nam jeszcze z 15...  czyli wydłużyłaby się wycieczka o conajmniej 30 km :-/  Jechało się fajnie :-) Szczególnie w drodze powrotnej gdzie  nachylenie  było na naszą korzyść! Po drodze spotkanych mnóstwo kolarzy którzy nas pozdrawiają ;-) A przy lasach sporo aut? Czyżby byli to jeszcze grzybiarze? Całkiem możliwe bo  inny tutaj klimat niż w Polsce a do tego w powietrzu unosił się ten zapach... ;-) No... a dzisiaj są zakwasy czy tam inne bóle w charakterystycznych dla tego sportu miejscach...  szczególnie gdy rano jadąc do pracy trzeba było siąść na siodle :P
No dobra!!
Dzisiaj drugi dzień grudnia!
Nie jest najlpeszy... a to dlatego, że zegarek mi sfiksował :-/ Zrobiłem już reset... i mam nadzieje, że wszystko wróci do normy przy kolejnym treningu. A dzisiaj... o ile podczas biegania wszystko było ok. To po zgraniu treningu na komputer nie ma pokazanej trasy, tempa poszczególnych kilometrów itd... No nic...
Tak czy inaczej pobiegałem coś dzisiaj. Najsampierw 5 kilometrów z Sylwią :-) A potem jeszcze samemu dorzuciłem dziesięć i pół kilosa tempem 5:29 min/km. Powoli trzeba zacząć budować formę na przyszły rok. Bo jest plan żeby wystartować w styczniu albo w lutym w Polsce w jakimś biegu.  No i to tyle...
A no i zacząłem brać glukozamine. Ile osób tyle teorii.... ponoć to w ogóle nie działa i nie ma sensu brać... no ale jak już kupiłem to zjem to opakowanie.


pozdrawiam

sobota, 30 listopada 2013

"Piąteczki - Justyna na szóstkę a ja szósty raz! " czyli kolejny parkrun!

W międzyczasie był jeszcze mój piąty parkrun... ale na odrobienie zaległości na blogu  przyjdzie czas! Bo jeszcze troche do napisania mam. :-)

Z bieganiem to u mnie słabo ostatnio... miesiąc który już się kończy blado wypadł pod względem kilometrażu. Włącznie z dniem dzisiejszym licznik pokazał 53 km... a co za tym idzie może być ciężko z przełamaniem bariery tysiąca kilometrów w roku 2013. Bo zostało jeszcze 162 km... Ach jakże to magiczna liczba dla mieszkańców łódzkiego osiedla o nazwie Chojny ;-)  Ale dla chcącego... no... może dam radę :-)
A dzisiaj? Dzisiaj jest sobota :-) Do pracy na popołudnie więc można wybrać się na parkrun. Z wczorajszych ustaleń wynikało, że jak dobrze pójdzie to wystartujemy w sile trzech Polaków! Rano wstałem i się wahałem... iść? Przecież biegnie Justyna! Wczoraj dała popis! Do tego jeszcze kilka spraw na głowie dzisiaj mam... ale ostatecznie postanowiłem, że zrobię to! Biegowy posiłek, biegowy ciuszek i biegowe telefony... jeden nie odebrał, drugi zajęty... a do diaska! I tak idę!
A w sumie to truchtam i myślę na co mnie stać? Ustaliłem sobie, że pobiegnę tempem 4:45 min/km. Coś tam strzyka, coś tam boli i ogólnie czuję, że forma gdzieś uciekła. W okolicach startu z daleka rozpoznaję Sławka - kolegę z pracy. Zdążył już zasięgnąć istotnych informacji od jednej z wolontariuszek. Mija chwila i stajemy na lini startu. Prowadząca pyta się o gości oraz oświadcza, że jest z nami polski "turysta"... Już mamy startować ale przez parkową polanę biegnie spóźnialska ;-) Nic już nie stoi na przeszkodzie więc ruszamy. Tempo na początkowych trzystu metrach jak zwykle szybkie. I to u wszystkich :-) Pierwszy kilometr biegniemy razem ze Sławkiem ale potem postanawiam nieco podkręcić obroty na górce i się rozdzielamy ;-)  Nieco? Idealne słowo bo przyspieszam tylko troszeczkę. Co jakiś czas kogoś doganiam. Ale moje tempo do porywających nie należy bo oscyluje w granicach 4:30 min/km. I takim spokojnym temepm pokonuję kolejne kilometry. Nawet nie miałem ochoty na coś szybszego... a może i sił by zabrakło? Dopiero ostatni kilometr nieco lepszy czasowo. To przez to, że postanowiłem dogonić jednego pana... Pana dogoniłem i ostani kilometr wyszedł w 4 minuty :-) Ale mogłem jeszcze sporo szybciej. Z tym, że nie ma się czym chwalić bo ostatni jest mocno z górki! Czas mi wyszedł 22:28!

Rewelacji nie ma ale najważniejsze, że pobiegłem. Kolega też dobiegł. I tym samym ukończył swój pierwszy parkrun. I jak się okazało potrafi panować nad emocjami bo nie odpowiedział na zaczępkę pana przypominjącego Toma Henksa z filmu "Cast Away"gdy tamten  finiszując przeleciał obok niego jak strzała wydając przy tym dziwne dźwieki. :-) Niemniej jednak gratulację dla Sławka! Czas na debiucie 24:59 minut. Miejmy nadzieję, że ten pierwszy bieg nie będzie ostatnim.
Tutaj wyniki:
parkrun 6
No a ja po evencie udałem się w dalszą wycieczkę biegową :-) Zrobiłęm jeszcze 5km z bułeczkami itd...
A na powrocie okazłało się, że Justyna wygrała swoje pięć kilometrów!!! Z tym, że ona pokonała je w 13:33...  a dzisiejszy parkrunowy zwycięzca miał 15:29... :-)


To tyle tak na szybko.... :-)


Pozdrowienia!!

piątek, 15 listopada 2013

Wczoraj trening, jutro parkrun...

Słabo z pisaniem przez brak komputera...
Ale niedługo może to się zmieni.

No ale przecież nie o tym będę pisał....
Dzisiaj mamy piątek! Słoneczny i chłodny. Ostatni dzień pracy zazwyczaj... niestety ja pracuję także jutro....
No dobra ale nie o tym bedę tu pisał...
Dzisiaj pękło 8 km spokojniutkim tempem s Sylwią. Chociaż to tempo przestaje już być takie spokojne...
No ale przejdźmy już do rzeczy!
Wczoraj w końcu zebrałem się na bieganie. Zakwasy po jedenastym listopada już minęły. Zakwasy? Kurde jak to możliwe, że się pojawiły? Chyba dlatego, że naprawdę biegłem dość szybko jak na swoje możliwości... Zakwaszone mięśnie brzucha, częściowo plecy, uda dość mocno i trochę dolne partie nóg utrudniały mi wcześniejsze zmotywowanie się do biegu...
Trening praktycznie bez historii... miało być spokojnie i było spokojnie. Kilometrów nabiegałem nieco ponad osiem w temie 5:38 min/km. Tętno też spokojne i o takie coś mi chodziło. 

Choć już mnie prawie poniosło... miałem zamiar pościgać się z panem którego ciągał latawiec po parkowej trawce :-) No ale... wiatr nie zawsze wiał i nie miałby szans... a do tego endomondo musiałoby niezłego zygzaka narysować zamiast prostej trasy :-) 






I taki to był trening...

Jutro parkrun! To już piąty raz w moim wykonaniu! Nad tempem  zastanowię się w pracy... Wiele na to wskazuje, że jutro debiut zaliczy Kamil :-)  Mój rywal tenisowy :P O tym jak nam się biegło napiszę już wkrótce!

Pozdrowienia

środa, 13 listopada 2013

nie ma zmiłuj... czyli co ma ze sobą wspólnego bieganie, hazard oraz Piłsudski?


Zbliżał się ten dzień coraz większymy krokami... po tym jak wszyscy się do Biegu Niepodległości w Warszawie zapisaliśmy tylko ja go nie opłaciłem... była jeszcze rejestracja dodatkowa jednak z niej nie skorzystasłem. Chociaż myśli do końca chodziły po głowie żeby się tam zjawić... cały czas sprawdzałem ceny lotów, zastanawiałem się nad urlopem w pracy... a jednak... a jednak nie zdecydowałem się... czy żałuję? Z jednej strony tak... no ale bywa.
Do samego końca chłopaki podejrzewali, że może jednak się zjawię. Na bieżąco sprawdzali listę startową. Próbowali wyciągnąc ze mnie jakieś tajemnice, których nie miałem. Udzieliło się to nawet rodzicom! Bo już zapowiedzieli, że mam się zjawić w domu jak już będę w ten weekend w Polsce...
No i nadszedł ten dzień!!
Święto Narodowe! Dzień Niepodległości!!
Gdy pewny siebie Rabi, zestresowany Bednar i leniwy Lewus podróżowali samochodem w kierunku stolicy ja się zbudziłem w Nottingham. I mimo tego, że w żadnych zawodach nie biegłem to emocje udzielały mi się od rana...  Jakiś taki pobudzony... mimio fatalnej pogody za oknem :-/  Dzień przed zapowiedziałem, że przebiegnę dyszkę ale bardzo rekreacyjnie tak w granicach 45 minut. Jednak tego poranka w głowie już miałem inny plan! Jaki? O tym za chwilę...  Telefon do chłopaków...
- siema jak tam dojeżdzacie już?
- no już niecałe 20 km do Warszawy...
-jaka pogoda u Was?
-no przecież wiesz...
- nie wiem przecież...
- to udowodnij, że Cię nie ma w Warszawie... wyślij zdjęcie dzisiejszej gazety z UK z widoczną datą i Tobą... :P
- dobra bez żartów ;-) powodzenia :-) trzymajcie się!
Humory im dopisują :-) Mi w sumie też! W końcu bieganie to radość... ale czy przegrany zakład nie zepsuje tej radości? A tam... Nie ma zmiłuj... założyło się to trzeba ponieść konsekwencje... Jaki zakład? Pisałem już kilka razy tutaj... rok temu został odwołany, w tym roku już nie było litości :-) Kto z naszej czwórki będzie miał najsłabszy czas ten będzie Piłsudskim... przez miesiąc ;-) Tutaj trochę więcej:
http://psocior.blogspot.co.uk/2013/09/bieg-niepodlegosci-2012-wilk-syty-i.html?spref=fb
Dobra do 11:11 czasu Polskiego coraz bliżej ;-) Dokonałem jeszcze zabiegu kosmetycznego i pora powoli się zbierać...
Koszulka z orzełkiem na piersi przyodziana! Za oknem pada i wieje...  no ale zdecydowałem się pojechać rowerem na wcześniej planowaną trasę. Jeszcze Sylwia chciała mnie namówić, że skoro nie będę bił rekordu to żebym się przebiegł na pobliskim Foreście. No ale przecież na Foreście to razem  zrobiliśmy pierwszą dyszkę dzień wcześniej.

No to jadę!!
Kolarka się sprawdziła! Gorzej z wycieraczkami :P Bo z górki nie nadążały... Niby taka silniejsza mżawka a co chwila oczy zachodziły mi mgłą :P... mgłą to zaszedł mi również mózg /;p bo z tych emocji zapomniałęm zabrać zapięcia do roweru... a jak schodziłem to mówiłem, że wezmę dwa... no ale... było już za późno żeby wracać :-/ Dojechałem na miejsce 20 minut przed czasem. Może stresu dużego nie było ale jeszcze polowa toaleta zaliczona. Ciekawe jak tam chłopaki w Warszawie?  Rozgrzewka trwa? Hymn odśpiewany? No... ja rozgrzany i zdejmuję bluzę :-) A co tam? Przecież będzie ciepło jak się rozpędzę! Rower na aferę przypiąłem pasem do biegania... z daleka nawet wyglądało to jak zapięcie. I to takie lepsze... nie za funta :P Zresztą tutaj nie kradną... :P chyba :-) No to co... jeszcze chwila rozciągania podczas której obserwuję kajakarzy albo wioślarzy? Niektórzy niepełnosprawni ale brak dolnych kończyn nie przeszkadza im w uprawianiu sportu! Podziwiam!!! No i nadchodzi oczekiwany moment! Na lini startu jestem sam... ale mam świadomość, że w stolicy na lini startu jest 12 tysięcy zawodników.... No i dobra! Ruszam :-) Opisywać bieg? Za dużo to się nie działo :-) Po drodze mijałem biegaczy... którzy robili okrążenia w przeciwnym kierunku. Padał deszcz i mocno wiało :-/  Biegłem z celem złamania 42 minut. Chyba Rabi miał podobny cel... więc pościgamy się wirtualnie. Pierwsze kilometr szybko i drugi nawet też... ale szybko poczułem, że trzeba zwolnić :-) Ciężko było... ale wiedziałem, że suma sumarum rekord będzie. No i był... Hura!! Dobiegłem!! Mam nową choć nieoficjalną życiówkę!!

 Hura nikt nie zajumał roweru :D Wracam co sił by się dowiedzieć jak tam chłopacy :P No i wiem... Bez niespodzianki jeśli chodzi o Rabiego. Zwyciężył z czasem 42:34! Brawo zrobił życiówkę! No i teraz drugie miejsce... zaskoczenie? W sumie to niezły z niego był ryzykant bo na ochotnika dołączył do zakładu. Z czasem 48:56 wyprzedził Lewusa i... Donalda... mógłby śmiało zastąpić panów z BORu... :-) No ale gdzie jest ten Lewy? Taki dobry biegacz... Pokonał mnie dwukrotnie...  dla mnie to on był faworytem... ale rok temu nim wrzucił na ruszt trchę kilogramów:P  53:12 oto jego czas!!
No kurde....  wszyscy dobiegli... :-/ Czyli przegrałem.

Jak to mawiał Kwiczoł.... co wam powiem,to wam powiem, ale wam powiem.... przykro mi ale nie bedę Piłsudskim :P Wiem, wiem... zakład przegrałem powinienem się wywiązać :-/
No dobra będę Panem Michalem Wołodyjowskim!!!


Pozdrawiam!!




czwartek, 7 listopada 2013

nadeszła ta chwila... :-)

W końcu zrobiłem trening!! Skromnie bo skromnie ale jest! Chyba najwyższy czas skoro w poniedziałek będę chciał pobić życiówkę na dyszkę?
Rowerem do pracy... niestety pojazdy które mamy jakościowo najlepsze nie są. Zresztą jeden już przestał być jednośladem w momencie gdy tylne koło nabrało takiego luzu, że uciekało podczas jazdy i to znacznie z cztery centymetry? Uszkodzone miski, łożyska i coś tam jeszcze pewnie :-/  Nie znam się na tym.... Ale trafiła się okazja... Mawiają goń okazję! No to pobiegłem... najpierw na dół do bankomatu potem pod górę w okolicę domu a potem z narysowaną mapką do celu... ;-) Nigdy się w tamtą stronę jeszcze nie wybierałem... ale tam są góry!! Doprawdy niezłe! No i dobiegłem do celu! Wyszło troszkę ponad 5 km w tempie 5:20 min/km.


A czy była to okazja? Pan powiedział, że mieszka w takim terenie w którym ten rower całkowicie się nie sprawdza! Taka szosówka z jednym przełożeniem... dość twardym. Mówi, że pojechał do pracy kilka razy ale pod górki musiał podprowadzać :D Mięczak!! Zrobiłem jazdę próbną, obejrzałem sprzęt i powiedziałem, że za drogo... i udało się nieco utargować :-) Nawet sporo :P Chyba po mamie odziedziczyłem ten talent... ech... ona to chyba nikomu nie przepuści na ryneczku :P No i taki to był trening biegowy... a do domu już rowerkiem :-) Oponka cieniutka! Ale fajnie się jeździ po szosie :-) A górki! Pokonywałem bez problemu! O ile było z górki! Niestety jedna byłą tak stroma.... że nie dałem rady:-/ Dacie wiarę? Nie dałem rady podjechać pod górkę :-/ Musiałem zejść i prowadzić rower :-/ No ale dobra! Zarówno w drodze do jak i z pracy nie ma takich stromych podjazdów!!  Więc powinno być dobrze. Jutro próba generalna! I taki to dzisiaj trening odbyłem!  Następny 11 listopada!! Oj będzie wyścig...!! Z czasem :-)


Pozdrawiam!

niedziela, 3 listopada 2013

???

Dawno nie pisałem...  z treningami też trochę ustałem. A do tego w sobotę miałem okazję pobiec w parkrunie jednak nie chciało mi się wstać... Ale to dobrze dla mnie. Bo potrzebowałem albo i jeszcze potrzebuję odpoczynku. Achillesy mi to powiedziały :-/ Za tydzień wielkie święto narodowe i wtedy będę chciał już coś przebiec...  i to mocniej! Dlatego w najbliższym tygodniu postaram się zrobić jakiś trening. Przynajmniej jeden.
Ale żeby nie było to moja aktywność fizyczna nie jest zerowa... bo:
-do pracy i z pracy rowerem
-w domu mecze w rzutki (trwają przygotowania do MŚ :-))
-do tego... uwaga...uwaga... biegam !! tempo nie jest zawrotne ale zrobiłem w październiku dodatkowe owiane tajemnicą 70 km!!
- no i oglądam dużo sportu...
- i pewnie coś jeszcze by się nadało żeby tutaj wpisać ale nic mi do głowy już nie przychodzi :-)

Dobra obiecuję poprawę! Wznowię treningi jak już będę czuł się w pełni sił... muszę spalić kalorie które w ostatnim czasie sumiennie gromadziłem ;-) A do tego postaram się częściej coś tutaj napisać. Niekoniecznie o bieganiu... :-)

To na razie tyle!!
Pozdrowienia!
ps. wie ktoś w ile Pamela pobiegła maraton w NY??

niedziela, 27 października 2013

na lajcie :-)

W środę było szybko...  a po środzie szybko nie zebrałem się do kolejnego treningu. I dzisiaj już też ciężko było... No ale dobra przecież niedziela to ponoć najlepszy dzień na bieganie więc się przemogłem. Trening zrobiłem bardzo lekki. Kilometrów wyszło niecałe 12... tempo to coś koło 5:40 min/km. Więc bardzo delikatnie. Do tego dołożyłem  trochę ćwiczeń na siłowni :-)
Najważniejsze, że coś pobiegłem... W tygodniu planuję zrobić z dwa treningi a w sobotę wystartować w parkrunie :-) Tylko zastanawiam się który wybrać? Ten dalszy na Colwick i tam atakować 20 minut? Czy ten tutejszy na Foreście i łamać 21 minut? Z decyzją jeszcze trochę się wstrzymam.... Bo może dojdzie trzecia opcja! Pobiec byle gdzie i nie atakować rekordu?  Trochę mnie jednak korci szybkie bieganie... no i mam nadzieję, że uda mi się złamać 20 minut nim zrobi to mój brat... :P Parkrun coraz bardziej popularny... w ten weekend biegł brat, kuzyn oraz zadebiutował Lewus ;-)  I już słyszę, że w kolejnych tygodniach dołączą kolejne znajome osoby!

Dobra to tak na szybko :-) w następnym tygodniu może będzie więcej do poczytania :-)

pozdrowiam

środa, 23 października 2013

do wiadomości wąsssskiego grona :-)

Wąskie grono oświadczam Wam, że nie opłaciłem wpisowego na Bieg Niepodległości... a co za tym idzie wkrótce zostanę skreślony z listy osób startujących. Do tego nie mam urlopu... więc możecie czuć się prawie, że bezpieczni... niestety wszystko wskazuje na to, że już przegrałem zakład...
Ale mimo wszystko staram się przygotować do dobrego czasu na 10 km :-) Tak czy siak pobiegnę tego dnia o tej samej godzinie co i Wy... tylko zapewne w innym miejscu... Dzisiaj postanowiłem nieco popracować nad szybkością. Do tego musiałem spalić ciężki obiad... gdy inni jedli warzywka i rybkę ja postanowiłem skonsumować pizzę :-) I to dwie... ale z drugiej trochę zostało... No to zaczynamy!!
Najpierw rozgrzewka. Chwila rozciągania i nieco ponad kilometr truchciku a następnie znowu chwila rozciągania. Do tego w tym czasie postanowiłem przebiec 10 km w tempie zbliżonym do 4:20 min/km. Jak to zrobić najprościej? Trzymać tempo przez 10 kilometrów zbliżone do zamierzonego... Ale ja obmyśliłem sobie coś łatwiejszego do zrealizowania :P Pomyślałem, że pierwszy kilometr pobiegnę tempem 4:10 min/km drugi 4:20 min.km a na trzecim już sobie odpocznę i będzie 4:30 min/km! A jak już odpocznę to powtórzę takie coś ponownie... a potem jeszcze raz powtórzę...  no i na końcu będę wypoczęty po kilometrze w tempie 4:30 min/km  i ostatni kilometr pobiegnę tym szybszym tempem!! I w końcu wyjdzie 10 km!!! No i biegłem... z kilometra na kilometr byłem bliżej celu. Na całe szczęście nie miałem problemu żeby zrealizować treningu. Robiąc okrążenia mijałem treningi bokserskie oraz biegowe a czas mijał szybko, No i wyszło takie coś:

nieco szybciej niż zakładałem...

Po treningu dotruchtałem na siłownię by tam zrobić kilka ćwiczeń oraz kilka przejść po ściance :-)


A potem już truchcikiem do domu!
Trening bardzo fajny. I widzę, że moja forma bliska życiowej :-) bo na 10 km wyszedł czas 42:21 czyli 17 sekund gorszy od życiówki... a w nogach i płucach jeszcze był zapas :-)


Pozdrawiam!!

poniedziałek, 21 października 2013

r(ewolucja)...

Tytuł posta... :-)  No właśnie o tym dalej... ;-)
Wczoraj niedziela... dzień dłuższeeego treningu. Ale, że poniedziałek wypadł mi wolny od pracy to trening przełożyłem na dzisiaj. Wstałem rano... zjadłem lekkie śniadanie i... już kładłem zegarek na parapecie by złapał zasięg... a za oknem ulewa :-/ No to co? Przełożyłem na wieczór moje wyjście :-) Może to i lepiej... ciemność panująca na zewnątrz była pomocna :-)
Zbierałem się do wyjścia i w końcu się udało... :-) Dzisiaj nastąpiła ewolucja i rewolucja w moim ubiorze biegowym... zrezygnowałem z krótkich spodenek :-/ a do tego zdecydowałem się pobiec w legginsach...  Myślałem, że nigdy tego nie założę! A jednak... No cóż... tylko krowa nie zmienia poglądów. 
Muszę przyznać, że komfortowo się w tym biega. Ale panujący zmierzch na dworze pomógł mi w debiucie. A co do treningu... najpierw zrobiłem nieco ponad 15 km robiąc okrążenia parkrunowe :-) Tempo wyszło 5:24 min/km. Ale nie było równe... z górki było szybciej a pod górkę wolniej... starałem się jedynie trzymać tętno. 



Potem chwilę poćwiczyłem na plenerowej siłowni :-) Dosłownie chwilę bo trwało to około 5 minut :-) Zrobiłem jedynie podciąganie na drążku i pompki na poręczach na triceps :-) A na zakończenie pokonałem ściankę wspinaczkową. Najpierw z prawej strony na lewą a potem na odwrót :-)  A potem jeszcze kilo czterysta truchcikiem do domu :-) No i to praktycznie tyle :-)  Biegło się fajnie i przyjemnie. 
ps.  napotkałem dwie drużyny biegowe całkiem liczne bo po około 30 osób w każdej  oraz drużynę rugby liczącą około 40 osób. I muszę przyznać,że mają całkiem niezłe te treningi :-)

Do następnego!!

niedziela, 20 października 2013

po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci.... pora na parkrun numer cztery!!

Wczoraj to się działo...
Ciężko mi się było rozbudzić... Dlatego zmuszony byłem odsłuchać kilka razy alarm budzika... Ale w końcu się udało :-) Ku mojej uciesze prognozy pogody nie sprawdziły się! Deszczu brak! Na spokojnie zjadłem śniadanie a podczas jedzenia zastanawiałem się jak dzisiaj pobiec? W dzień przed biegiem zakładałem tempo pomiędzy 4:45 min/km a 5:00min;km. Podczas śniadania przemyślałem, że ostatecznie przebiegnę 5 km w czasie 22 min 30 sek!!  No i dobra :-) Park jest blisko więc z domu wyruszyłem 15 minut przed planowanym startem. Dotruchtałem spokojnie do celu i zdążyłem jeszcze porozciągać się nieco. Standardowo jak przed każdym biegiem osoby startujące pierwszy raz usłyszały wskazówki  jak i zasady obowiązujące w Parkrunie. Przyszła chwila startu... Ustawiłem się po zewnętrznej stronie, żeby od razu wyruszyć swoim spokojnym tempem. Odliczanie... i ruszyliśmy :-) Zgodnie z założeniem ruszyłem tempem które nie sprawiało mi dużego wysiłku...  Pierwsze pół kilometra to jak zwykle porządkowanie stawki :P Wtedy już mniej więcej wiadomo kto jak będzie biegł. Ja na pięćsetnym metrze zawsze sprawdzam, które mam miejsce :-) Zrobiłem to i tym razem... 18 lokata!  Niestety moje tempo szybsze niż zakładałem... nieco ponad 4:00 min/km... Dobra ale puls jest w porządku. Dalszy bieg to prosta po trawce :-) tutaj udało mi się złapać jeszcze 3 zawodników, którzy mają chyba ten sam problem co ja i wielu innych biegaczy... (ich tempo to na oko 5:00 min/km). Minął kilometr czyli pora na podbieg. Na spokojnie biegłem i tempo spadało...  starałem się jedynie  utrzymać tętno :-) Pomyślałem, że i tak uda się utrzymać tą piętnastą lokatę a może i jeszcze coś wskóram. Ale jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju... przede mną biegły jeszcze dwie zawodniczki... szowinistą nie jestem :P No ale... przecież jeszcze w mojej karierze parkrunowej nie uplasowałem się za płcią przeciwną... Więc uczepiłem się za drugą w stawce kobietą. Jak się okazało ma na koncie już 130 parkrunów a lat niespełna 20...  razem minęliśmy dwie osoby! No ale ile można patrzeć na jej tył...  mocniejsze nachylenie i przyspieszyłem kroku  i tym samym udało się ją wyprzedzić. Ale wcale jakoś bardzo się od niej nie oddaliłem bo słyszałem nadal jej kroki... i tak się wsłuchując nagle usłyszałem je coraz głośniej :-/ aż nagle zrównały się z moimi a za chwilę mnie wyprzedziły! Lecz okazało się, że kto inny był właścicielem tych  nóg! To znajomy wolontariusz ;-) Dzisiaj wystąpił w roli biegacza! Jest mocny! Może kiedyś uda się nawiązać z nim walkę... I tak w momencie rozpoczynającym trzeci kilometr byłem na 13 pozycji! :-) Pora na zbieg w dół...  Obejrzałem się za plecy zobaczyć jak wygląda stawka za mną czy przypadkiem nikt nie chce mnie wyprzedzić?  Kur...de... no i chyba już tutaj zapomniałem, że dzisiaj miało być spokojnie! :-/ Albo zapomniałem o tym już wcześniej? A może w momencie komendy start? No ale wróćmy do zbiegu...  udało mi się wyprzedzić jednego pana i zbliżałem się do kolejnych dwóch zawodników, których wcześniej napotkałem na rozgrzewce! Ale gdzie jest pierwsza w stawce kobieta? Daleko... z 200 metrów przede mną... a do tego po górce zbiega jakby jechała na rowerze :-/ Coraz szybciej...!! Jestem pod wrażeniem!  Dobra udało się dogonić tych dwóch ziomków, których wyprzedziłem!  Hura!! Jestem w pierwsze dziesiątce! Czyli bardzo ładnie!! No ale za długo się tym nie cieszę bo koledzy po kilku słowach zamienionych między sobą przyspieszyli a ja nie miałem zamiaru tego ataku odpierać! Pomyślałem sobie tylko... że nadpalone drewno drugi raz łacniej się zajmie! Dlatego spokojnie biegłem sobie za nimi...  razem pochłonęliśmy jakiegoś pana, który już też wyraźnie osłabł.  Dobra jest nawrót a w nogach 3333 metry! Jakieś okrzyki od wolontariuszy...  no i jazda! W sumie to bardzo nie trzeba było szarżować... znalazłem się ramię w ramię z rywalami...  a za chwilę jeszcze wydłużyłem krok i tym razem już zabrakło mocy moim "rywalom";-) Atak udany... ale niestety pierwsza zawodniczka w stawce jest dwieście metrów przede mną. Szanse na dogonienie są małe...  jednak jak się okazało z tego powodu, że nie biegłem na pełnych obrotach to zostało mi trochę więcej paliwa... no i teraz pytanie? Czy starczy go na ostatnie 1400 metrów na większej prędkości? Pomyślałem, że na to pytanie dam odpowiedź później :-) No i zaczęło się... dystans powoli zaczął się skracać... początkowo z odległości czterech latarni udało się już zrobić tylko trzy! A przy tym samym dogoniłem jeszcze jedną osobę! Jestem na ósmym miejscu!!!  Ostanie kroki podbiegu... odległość do zawodniczki i jej kompana to już tylko 50 metrów. Udało się podbiec teraz jeszcze tylko 750 metrów z górki... i tutaj mocna lekcja!  Jak można tak swobodnie zbiegać? Muszę chyba potrenować zbiegi... oni biegną jak sarenki a ja jak dzik... :-/ (posturowo też są sarenkami... takie szczuplaki) Oni stawiają swobodnie długie kroki a ja... staram się długie ale ciężko mi to idzie i jak się okazuje zbiegając z górki czuję się bardziej zmęczony niż wbiegając pod nią. Do tego puls zamiast spadać idzie w górę a oni się oddalają!!  Do diaska :-/ Byle nie oddalili się za daleko... :-/  Ostry zbieg kończy się prawie, że nawrotem...  tam trochę wytracili prędkości i ja też...  No i ostatnia prosta!! 500 metrów do końca!! Nawet się obejrzeli za siebie.... czyżby usłyszeli moje człapanie? Może i tak? Bo za chwilę już mnie ujrzeli obok siebie i nie chcieli dać za wygraną :-) Pani została sama a jej kolega postanowił, że mi nie odpuści :P Na ostatnich dwustu metrach naszą ofiarą padł jeszcze jeden biegacz. A ja już nie dałem się wyprzedzić i ostatecznie zająłem 5 miejsce z  9 sekundową stratą do czwartego "wolontariusza"!!! Tym samym ustanowiłem swój nowy rekord na tej trasie i teraz wynosi 21:03!! dzisiaj startowało 59 biegaczy!  Ps. paliwa starczyło do końca wyścigu a ostatni kilometr pokonałem w 3 min 40 sek!
Wyniki tutaj


Po biegu łyk wody, zbicie piątek z biegaczami oraz skosztowanie kawałka ciasta i truchtem do domu...

Ps. w biegu towarzyszył mi...

Pps. no i dostałem ulotkę... potem przepiszę i wrzucę do translatora to zobaczę o co chodzi ;-) ale nazwę ulicy kojarzę i wiem, że to daleko... to nie jestem zainteresowany cokolwiek tam piszą :P


Na podsumowanie przepraszam za wprowadzenie w błąd ostatnim postem... ale niestety nie potrafię zapanować nad emocjami :P Następny parkrun pobiegnę za dwa tygodnie... a wtedy...  czy wtedy zapanuję nad emocjami? Zobaczymy  :-)

Pozdrowienia!! :-)

piątek, 18 października 2013

Reperacja... regeneracja...

Wczoraj miałem zrobić trening...  ale jakoś nie wyszło.
Musiałem zreperować rower. Rower działa a ja odpocząłem i dałem sobie czas na regenerację. A dzisiaj postanowiłem, że regeneracja jeszcze potrwa. Dlatego bardzo spokojnie przetruchtałem nieco ponad 10 km w średnim tempie 5:46.

 Oj brakowało mi takich treningów. I wiem, że będę częściej takie robił. 

To tak na szybko :-)

Ps. plany weekendowe :-)
Jutro start w parkrunie w tempie 4:45-5:00 bez żadnych wyścigów! A w niedzielę zobaczymy...Jak będzie czas i starczy sił to może coś pobiegam...


Pozdrawiam!!

wtorek, 15 października 2013

Jest rekord :D

Pobiłem życiówkę!! Nie jest to życiówka ani na 10 kilometrów ani w półmaratonie :-P Ale jednak dotyczy biegania! Otóż... w dniu dzisiejszym licznik biegowy z roku 2013 pokazał: 724 km  !! Mało? :P Dla niektórych zapewne tak. Bo połowę tego dystansu robią w jeden dwutygodniowy obóz... Ale to mój najlepszy wynik w karierze.
Tak prezentuje się mój kilometraż w poszczególnych latach:

Jeszcze ostatniego kilometra nie zrobiłem :-) Tak więc wynik będzie jeszcze lepszy. I mam nadzieję, że uda się przekroczyć 1000 km.
Przejdźmy do dnia dzisiejszego!

Jak to bywa ostatnimi czasy zrobiłem dwa treningi... Pierwszy to niecałe 5 kilometrów spokojniejszym tempem. Nie był on jednak łatwy bo były dwa długie podbiegi. Jednak dało radę je pokonać :-) Przecież bieganie to nie tylko płaskie ścieżki :P
Zaraz po pierwszym treningu nastąpił drugi... uzupełniłem energię kilkoma kawałkami czekolady i ruszyłem!!
Tym razem obrałem inny kurs niż to zwykle bywa!
Ruszyłem do Parku Arboretrum :-) Z dwóch względów. Po pierwsze dawno tam nie byłem a po drugie postanowiłem urozmaicić trening ukształtowaniem terenu oraz ładnymi widokami :-)


normalnie bywały tutaj kwiatki :P ale już po sezonie chyba...
Pętle w parku mają nieco ponad kilometr. Starałem się biec spokojnie i nie przeciążać się. Złamałem jednak przepisy...  Mimo znaku zakazu... 
to chyba znak ograniczenia tętna :P

Bo moje tętno przekroczyło 160... ale to na podbiegach ;-)
średnio widać... :P

  Biegało się przyjemnie... w parku mnóstwo wiewiórek... ze sto? Albo i lepiej :P
nie ma tutaj rudych... zostały wygryzione :-(

 Normalnie jest ich tyle ile podgrzybków w Puszczy Noteckiej w sezonie ;-)  Nawet mają swój pomnik :P

 Tak kręciłem po tym parku, że przebiegłem chyba po każdej ścieżce ;-)

 Oto trasa:


Tempo było spokojne. Pokonałem 10 kilometrów i 500 metrów w średnim tempie 5:22. Zróżnicowanie wysokości terenu o takie jak widać:

Zapomniałbym jeszcze o czymś :-)
a to też w parku... :-)

Otóż o północy czasu polskiego zaczęła się wojna... na razie psychologiczna:P Wojna?
 Może to nie najlepsze słowo? No ale... ruszyły zapisy do Biegu Niepodległości w Warszawie :-) Póki co na bieg zapisali się wszyscy biorący udział w zakładzie. Wygrał Bednar z czasem 3:04, Rabi z czasem 4:15 był drugi zaś Lewy z czasem 4:41 zamknął podium... ja z dużą stratą do chłopaków bo zajęło mi to ponad osiem minut... dokładnie 8:46..
http://psocior.blogspot.co.uk/2013/09/bieg-niepodlegosci-2012-wilk-syty-i.html ...  długo myślałem nim się zapisałem...na 98% nie pobiegnę tam... :-/ ech...  No nic póki co Lewy już wyprzedził Bednara bo jako pierwszy opłacił bieg!!
Powodzenia w dalszej walce!
Ps. Chłopaki w biegu już nie będą liczyły się wasze umiejętności szybkiej obsługi klawiatury :P Pora wziąć się do treningu! Teraz ważniejsze będą płuca i nogi:P


To tyle na dziś!!!

Pozdrowienia :-)

niedziela, 13 października 2013

Monotematyczność biegów, życie nie jest lajtowe... :-)

No nie jest lajtowe... weekend powoli dobiega do końca. Ale co to za weekend? Skoro prawie go nie miałem... ale zrobiłem wszystko tak jakbym miał :P
Złożyło się tak, że w sobotę do pracy i weekend zaczął się o godzinie 13:30 ;-)
Pogoda butelkowa... dlatego tuż po obiedzie udaliśmy się do sklepu po... nie butelki tylko puszki :P Lało jak z cebra ale wcale nam to nie przeszkadzało... może dlatego, że mieliśmy kurtki przeciwdeszczowe i spodnie również :P Brakowało tylko kaloszków :P
W sobotnie popołudnie udało się trochę pograć w darta... forma mi nie dopisuje i nie mogę wyjść na prowadzenie... choć mecze bardzo zacięte :-)
Tutaj fragmenty ;-)


oraz


Hiszpania nadal nam towarzyszy... ;-)
Święty Michał :D
No i koniec weekendu...
Na kaca najlepsza praca ;P W niedziele wstałem o 5:00 i pojechałem na 6 godzin do robo... W pierwszą stronę deszcz w drugą to samo...  Na całe szczęście popołudnie przyniosło poprawę pogody!! Chyba pora potrenować? Co? Spalić niedzielny obiadek i wczorajszą rozpustę :P
Trening numer jeden!!
To ten lżejszy :-) Aczkolwiek bardzo przyjemny!! Biegam na nim bez opasek na kostkach i co najważniejsze w miłym towarzystwie :-) Dzisiaj przetruchtaliśmy pięć kilometrów. Tempo nie jest jeszcze zawrotne... ale sukcesywnie wzrasta :-)

Po treningu półtorakilometrowy spacerek do domu. A następnie start treningu numer dwa :-)
No i co? Na początek zaczął padać deszczyk... co jakiś czas przechodził a następnie pojawiał się znowu i tak przez całość treningu. Od razu jak wychodziłem to w zamierzeniach miałem 15 km! Choć pojawiały się myśli, że go skrócę... No ale... herbata jasna myśli rozjaśnia :-) W sumie to zielona. Tak tak! Dzisiaj zamiast wody w bidonie miałem herbatę. Zielona o smaku mango! Super sprawa :-) I tak mi mijały kilometry... biegłem jak najszybciej by na wyznaczonych wcześniej kilometrach złapać łyka :P Biegało mi się super :-) Czułem się bardzo wypoczęty a kolejne kilometry sprawiały radość. Tempo też wyszło przyzwoite. A zmęczenia dużego nie odczułem... no może jedynie ale to już standardowo na ostatnim kilometrze pod górkę :-) Trasa którą biegam może się wydać komuś monotematyczna... ale mi się po niej biega bardzo dobrze i przyjemnie :-) Oto co dzisiaj nabiegałem:




No to łącznie wyszło ponad 20 km :-) Zadowolony jestem zarówno z dystansów jak i z temp dzisiejszych biegów!
Plan na przyszły tydzień to utrzymać systematyczność i wystartować w moim czwartym parkrunie:-) Tym razem jednak nie będzie walki o życiówkę ani o miejsca! Trzeba pobiec na spokojnie :-)

Pozdrawiam!!



czwartek, 10 października 2013

kur... ale zimno :-/

Słowa zawarte w tytule dzisiejszego posta idealnie oddają aurę jaka dzisiaj panowała w Nottingham...
Jeszcze nim wyszedłem z domu to wiedziałem, że ciepło nie jest :-) No i faktycznie sąsiad z góry wcale nas nie oszukał akcentując swoje wyjście na zewnątrz słowami z tytułu...
Zimno, pochmurnie, deszczowo i wietrznie... bardzo wietrznie. Dużo wysiłku trzeba było włożyć w drodze z pracy by rower się poruszał :-) Normalnie jak w kieleckim... :P  Ale się udało...
W domu standardowo meczyk w darty. Póki co przegrywam w rywalizacji 14-12 :P Ale to do mnie nadal należy zdobycie największej ilości punktów w kolejce: 107. Zaś rekord najszybszej partii należy do Sylwii... zeszła z 501 punktów do zera w 12 kolejkach. Może jeszcze dzisiaj uda mi się zrewanżować :-)
No ale przejdźmy do biegania... Wczoraj był lajtowy trening i zrobiliśmy łącznie ponad 7 km. Jest progres :) Dzisiaj pogoda słaba i już myślałem, że się nie wybiorę... ale...
W końcu się udało. Od razu zapowiedziałem, że maksymalnie godzinę pobiegam. Jak się okazało zmieściłem się w 40 minutach :-) Nie wiem po co zabrałem butelkę z wodą? Chyba przyzwyczajenie. Jednak po trzystu metrach biegu  stwierdziłem, że się nie przyda i tylko będzie mi zbędnym obciążeniem więc ją wylałem. Trening bez historii... zacząłem spokojnie jednak z kilometra na kilometr przyspieszałem by było mi cieplej :-) I tak przyspieszałem do samego końca.. zwolniłem tylko na ostatnim podbiegu :P Albo inaczej... to ostatni podbieg mnie spowolnił :P Wyszło tyle ile na zegarku:
tętno było wyższe momentami :P tutaj powoli schodzi w dół :P


Trasa standardowa... standardowo też napotkałem sporo trenujących biegaczy. :-) To teraz czas na herbatkę:-)

Kolejny trening w sobotę albo niedzielę :-)

Pozdrawiam!!


wtorek, 8 października 2013

Zrobione!

Zgodnie z planem zrobiłem trening. Niby w miarę wcześnie się wybrałem jednak przy wyjściu z domu zastała mnie już szarówka... dzień się skrócił i to bardzo. Ale to żadna nowość... dzieje się tak co roku...
Fajnie, że temperatura jeszcze wysoka bo w szafie tylko krótkie spodenki :-) Mam nadzieję, że uda się przetrwać zimę w takim stroju :-)
A dzisiaj było tak:
Pobiegałem trochę po Foreście. Tempo spokojne a dystans raczej krótki. Wyszło troszkę ponad 7 kilometrów w tempie 5:29 min/km. 

Podczas biegania natrafiłem na liczną grupę biegową. Trenowali pod okiem trenera, który ostro pokrzykiwał ;-) zaś wśród biegaczy był znajomy murzynek z Parkrun Forest. Do tego trafiłem też na trening kolarski...  Grupa sześciu szosowców rozstawiła po parku dość sporo pachołków w tym na wale otaczającym park. Fajny trening... :-) Po trawie szosówką do tego slalomem wzdłuż wału to z górki to pod górkę :-) No a ja po zrobieniu tych siedmiu kilometrów wstąpiłem na parkową siłownię :-) Zrobiłem kilka serii na różne partie muskulatury i po 12 minutach znowu zacząłem biec :-) Ale już prosto w kierunku domu. Dorzuciłem 1420 metrów w tempie 5:43 min/km.

W tym tygodniu postaram się jeszcze z dwa razy coś konkretniejszego pobiec ;-) i z dwa razy coś luźniejszego ;-)


Pozdrowienia!