niedziela, 27 października 2013

na lajcie :-)

W środę było szybko...  a po środzie szybko nie zebrałem się do kolejnego treningu. I dzisiaj już też ciężko było... No ale dobra przecież niedziela to ponoć najlepszy dzień na bieganie więc się przemogłem. Trening zrobiłem bardzo lekki. Kilometrów wyszło niecałe 12... tempo to coś koło 5:40 min/km. Więc bardzo delikatnie. Do tego dołożyłem  trochę ćwiczeń na siłowni :-)
Najważniejsze, że coś pobiegłem... W tygodniu planuję zrobić z dwa treningi a w sobotę wystartować w parkrunie :-) Tylko zastanawiam się który wybrać? Ten dalszy na Colwick i tam atakować 20 minut? Czy ten tutejszy na Foreście i łamać 21 minut? Z decyzją jeszcze trochę się wstrzymam.... Bo może dojdzie trzecia opcja! Pobiec byle gdzie i nie atakować rekordu?  Trochę mnie jednak korci szybkie bieganie... no i mam nadzieję, że uda mi się złamać 20 minut nim zrobi to mój brat... :P Parkrun coraz bardziej popularny... w ten weekend biegł brat, kuzyn oraz zadebiutował Lewus ;-)  I już słyszę, że w kolejnych tygodniach dołączą kolejne znajome osoby!

Dobra to tak na szybko :-) w następnym tygodniu może będzie więcej do poczytania :-)

pozdrowiam

środa, 23 października 2013

do wiadomości wąsssskiego grona :-)

Wąskie grono oświadczam Wam, że nie opłaciłem wpisowego na Bieg Niepodległości... a co za tym idzie wkrótce zostanę skreślony z listy osób startujących. Do tego nie mam urlopu... więc możecie czuć się prawie, że bezpieczni... niestety wszystko wskazuje na to, że już przegrałem zakład...
Ale mimo wszystko staram się przygotować do dobrego czasu na 10 km :-) Tak czy siak pobiegnę tego dnia o tej samej godzinie co i Wy... tylko zapewne w innym miejscu... Dzisiaj postanowiłem nieco popracować nad szybkością. Do tego musiałem spalić ciężki obiad... gdy inni jedli warzywka i rybkę ja postanowiłem skonsumować pizzę :-) I to dwie... ale z drugiej trochę zostało... No to zaczynamy!!
Najpierw rozgrzewka. Chwila rozciągania i nieco ponad kilometr truchciku a następnie znowu chwila rozciągania. Do tego w tym czasie postanowiłem przebiec 10 km w tempie zbliżonym do 4:20 min/km. Jak to zrobić najprościej? Trzymać tempo przez 10 kilometrów zbliżone do zamierzonego... Ale ja obmyśliłem sobie coś łatwiejszego do zrealizowania :P Pomyślałem, że pierwszy kilometr pobiegnę tempem 4:10 min/km drugi 4:20 min.km a na trzecim już sobie odpocznę i będzie 4:30 min/km! A jak już odpocznę to powtórzę takie coś ponownie... a potem jeszcze raz powtórzę...  no i na końcu będę wypoczęty po kilometrze w tempie 4:30 min/km  i ostatni kilometr pobiegnę tym szybszym tempem!! I w końcu wyjdzie 10 km!!! No i biegłem... z kilometra na kilometr byłem bliżej celu. Na całe szczęście nie miałem problemu żeby zrealizować treningu. Robiąc okrążenia mijałem treningi bokserskie oraz biegowe a czas mijał szybko, No i wyszło takie coś:

nieco szybciej niż zakładałem...

Po treningu dotruchtałem na siłownię by tam zrobić kilka ćwiczeń oraz kilka przejść po ściance :-)


A potem już truchcikiem do domu!
Trening bardzo fajny. I widzę, że moja forma bliska życiowej :-) bo na 10 km wyszedł czas 42:21 czyli 17 sekund gorszy od życiówki... a w nogach i płucach jeszcze był zapas :-)


Pozdrawiam!!

poniedziałek, 21 października 2013

r(ewolucja)...

Tytuł posta... :-)  No właśnie o tym dalej... ;-)
Wczoraj niedziela... dzień dłuższeeego treningu. Ale, że poniedziałek wypadł mi wolny od pracy to trening przełożyłem na dzisiaj. Wstałem rano... zjadłem lekkie śniadanie i... już kładłem zegarek na parapecie by złapał zasięg... a za oknem ulewa :-/ No to co? Przełożyłem na wieczór moje wyjście :-) Może to i lepiej... ciemność panująca na zewnątrz była pomocna :-)
Zbierałem się do wyjścia i w końcu się udało... :-) Dzisiaj nastąpiła ewolucja i rewolucja w moim ubiorze biegowym... zrezygnowałem z krótkich spodenek :-/ a do tego zdecydowałem się pobiec w legginsach...  Myślałem, że nigdy tego nie założę! A jednak... No cóż... tylko krowa nie zmienia poglądów. 
Muszę przyznać, że komfortowo się w tym biega. Ale panujący zmierzch na dworze pomógł mi w debiucie. A co do treningu... najpierw zrobiłem nieco ponad 15 km robiąc okrążenia parkrunowe :-) Tempo wyszło 5:24 min/km. Ale nie było równe... z górki było szybciej a pod górkę wolniej... starałem się jedynie trzymać tętno. 



Potem chwilę poćwiczyłem na plenerowej siłowni :-) Dosłownie chwilę bo trwało to około 5 minut :-) Zrobiłem jedynie podciąganie na drążku i pompki na poręczach na triceps :-) A na zakończenie pokonałem ściankę wspinaczkową. Najpierw z prawej strony na lewą a potem na odwrót :-)  A potem jeszcze kilo czterysta truchcikiem do domu :-) No i to praktycznie tyle :-)  Biegło się fajnie i przyjemnie. 
ps.  napotkałem dwie drużyny biegowe całkiem liczne bo po około 30 osób w każdej  oraz drużynę rugby liczącą około 40 osób. I muszę przyznać,że mają całkiem niezłe te treningi :-)

Do następnego!!

niedziela, 20 października 2013

po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci.... pora na parkrun numer cztery!!

Wczoraj to się działo...
Ciężko mi się było rozbudzić... Dlatego zmuszony byłem odsłuchać kilka razy alarm budzika... Ale w końcu się udało :-) Ku mojej uciesze prognozy pogody nie sprawdziły się! Deszczu brak! Na spokojnie zjadłem śniadanie a podczas jedzenia zastanawiałem się jak dzisiaj pobiec? W dzień przed biegiem zakładałem tempo pomiędzy 4:45 min/km a 5:00min;km. Podczas śniadania przemyślałem, że ostatecznie przebiegnę 5 km w czasie 22 min 30 sek!!  No i dobra :-) Park jest blisko więc z domu wyruszyłem 15 minut przed planowanym startem. Dotruchtałem spokojnie do celu i zdążyłem jeszcze porozciągać się nieco. Standardowo jak przed każdym biegiem osoby startujące pierwszy raz usłyszały wskazówki  jak i zasady obowiązujące w Parkrunie. Przyszła chwila startu... Ustawiłem się po zewnętrznej stronie, żeby od razu wyruszyć swoim spokojnym tempem. Odliczanie... i ruszyliśmy :-) Zgodnie z założeniem ruszyłem tempem które nie sprawiało mi dużego wysiłku...  Pierwsze pół kilometra to jak zwykle porządkowanie stawki :P Wtedy już mniej więcej wiadomo kto jak będzie biegł. Ja na pięćsetnym metrze zawsze sprawdzam, które mam miejsce :-) Zrobiłem to i tym razem... 18 lokata!  Niestety moje tempo szybsze niż zakładałem... nieco ponad 4:00 min/km... Dobra ale puls jest w porządku. Dalszy bieg to prosta po trawce :-) tutaj udało mi się złapać jeszcze 3 zawodników, którzy mają chyba ten sam problem co ja i wielu innych biegaczy... (ich tempo to na oko 5:00 min/km). Minął kilometr czyli pora na podbieg. Na spokojnie biegłem i tempo spadało...  starałem się jedynie  utrzymać tętno :-) Pomyślałem, że i tak uda się utrzymać tą piętnastą lokatę a może i jeszcze coś wskóram. Ale jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju... przede mną biegły jeszcze dwie zawodniczki... szowinistą nie jestem :P No ale... przecież jeszcze w mojej karierze parkrunowej nie uplasowałem się za płcią przeciwną... Więc uczepiłem się za drugą w stawce kobietą. Jak się okazało ma na koncie już 130 parkrunów a lat niespełna 20...  razem minęliśmy dwie osoby! No ale ile można patrzeć na jej tył...  mocniejsze nachylenie i przyspieszyłem kroku  i tym samym udało się ją wyprzedzić. Ale wcale jakoś bardzo się od niej nie oddaliłem bo słyszałem nadal jej kroki... i tak się wsłuchując nagle usłyszałem je coraz głośniej :-/ aż nagle zrównały się z moimi a za chwilę mnie wyprzedziły! Lecz okazało się, że kto inny był właścicielem tych  nóg! To znajomy wolontariusz ;-) Dzisiaj wystąpił w roli biegacza! Jest mocny! Może kiedyś uda się nawiązać z nim walkę... I tak w momencie rozpoczynającym trzeci kilometr byłem na 13 pozycji! :-) Pora na zbieg w dół...  Obejrzałem się za plecy zobaczyć jak wygląda stawka za mną czy przypadkiem nikt nie chce mnie wyprzedzić?  Kur...de... no i chyba już tutaj zapomniałem, że dzisiaj miało być spokojnie! :-/ Albo zapomniałem o tym już wcześniej? A może w momencie komendy start? No ale wróćmy do zbiegu...  udało mi się wyprzedzić jednego pana i zbliżałem się do kolejnych dwóch zawodników, których wcześniej napotkałem na rozgrzewce! Ale gdzie jest pierwsza w stawce kobieta? Daleko... z 200 metrów przede mną... a do tego po górce zbiega jakby jechała na rowerze :-/ Coraz szybciej...!! Jestem pod wrażeniem!  Dobra udało się dogonić tych dwóch ziomków, których wyprzedziłem!  Hura!! Jestem w pierwsze dziesiątce! Czyli bardzo ładnie!! No ale za długo się tym nie cieszę bo koledzy po kilku słowach zamienionych między sobą przyspieszyli a ja nie miałem zamiaru tego ataku odpierać! Pomyślałem sobie tylko... że nadpalone drewno drugi raz łacniej się zajmie! Dlatego spokojnie biegłem sobie za nimi...  razem pochłonęliśmy jakiegoś pana, który już też wyraźnie osłabł.  Dobra jest nawrót a w nogach 3333 metry! Jakieś okrzyki od wolontariuszy...  no i jazda! W sumie to bardzo nie trzeba było szarżować... znalazłem się ramię w ramię z rywalami...  a za chwilę jeszcze wydłużyłem krok i tym razem już zabrakło mocy moim "rywalom";-) Atak udany... ale niestety pierwsza zawodniczka w stawce jest dwieście metrów przede mną. Szanse na dogonienie są małe...  jednak jak się okazało z tego powodu, że nie biegłem na pełnych obrotach to zostało mi trochę więcej paliwa... no i teraz pytanie? Czy starczy go na ostatnie 1400 metrów na większej prędkości? Pomyślałem, że na to pytanie dam odpowiedź później :-) No i zaczęło się... dystans powoli zaczął się skracać... początkowo z odległości czterech latarni udało się już zrobić tylko trzy! A przy tym samym dogoniłem jeszcze jedną osobę! Jestem na ósmym miejscu!!!  Ostanie kroki podbiegu... odległość do zawodniczki i jej kompana to już tylko 50 metrów. Udało się podbiec teraz jeszcze tylko 750 metrów z górki... i tutaj mocna lekcja!  Jak można tak swobodnie zbiegać? Muszę chyba potrenować zbiegi... oni biegną jak sarenki a ja jak dzik... :-/ (posturowo też są sarenkami... takie szczuplaki) Oni stawiają swobodnie długie kroki a ja... staram się długie ale ciężko mi to idzie i jak się okazuje zbiegając z górki czuję się bardziej zmęczony niż wbiegając pod nią. Do tego puls zamiast spadać idzie w górę a oni się oddalają!!  Do diaska :-/ Byle nie oddalili się za daleko... :-/  Ostry zbieg kończy się prawie, że nawrotem...  tam trochę wytracili prędkości i ja też...  No i ostatnia prosta!! 500 metrów do końca!! Nawet się obejrzeli za siebie.... czyżby usłyszeli moje człapanie? Może i tak? Bo za chwilę już mnie ujrzeli obok siebie i nie chcieli dać za wygraną :-) Pani została sama a jej kolega postanowił, że mi nie odpuści :P Na ostatnich dwustu metrach naszą ofiarą padł jeszcze jeden biegacz. A ja już nie dałem się wyprzedzić i ostatecznie zająłem 5 miejsce z  9 sekundową stratą do czwartego "wolontariusza"!!! Tym samym ustanowiłem swój nowy rekord na tej trasie i teraz wynosi 21:03!! dzisiaj startowało 59 biegaczy!  Ps. paliwa starczyło do końca wyścigu a ostatni kilometr pokonałem w 3 min 40 sek!
Wyniki tutaj


Po biegu łyk wody, zbicie piątek z biegaczami oraz skosztowanie kawałka ciasta i truchtem do domu...

Ps. w biegu towarzyszył mi...

Pps. no i dostałem ulotkę... potem przepiszę i wrzucę do translatora to zobaczę o co chodzi ;-) ale nazwę ulicy kojarzę i wiem, że to daleko... to nie jestem zainteresowany cokolwiek tam piszą :P


Na podsumowanie przepraszam za wprowadzenie w błąd ostatnim postem... ale niestety nie potrafię zapanować nad emocjami :P Następny parkrun pobiegnę za dwa tygodnie... a wtedy...  czy wtedy zapanuję nad emocjami? Zobaczymy  :-)

Pozdrowienia!! :-)

piątek, 18 października 2013

Reperacja... regeneracja...

Wczoraj miałem zrobić trening...  ale jakoś nie wyszło.
Musiałem zreperować rower. Rower działa a ja odpocząłem i dałem sobie czas na regenerację. A dzisiaj postanowiłem, że regeneracja jeszcze potrwa. Dlatego bardzo spokojnie przetruchtałem nieco ponad 10 km w średnim tempie 5:46.

 Oj brakowało mi takich treningów. I wiem, że będę częściej takie robił. 

To tak na szybko :-)

Ps. plany weekendowe :-)
Jutro start w parkrunie w tempie 4:45-5:00 bez żadnych wyścigów! A w niedzielę zobaczymy...Jak będzie czas i starczy sił to może coś pobiegam...


Pozdrawiam!!

wtorek, 15 października 2013

Jest rekord :D

Pobiłem życiówkę!! Nie jest to życiówka ani na 10 kilometrów ani w półmaratonie :-P Ale jednak dotyczy biegania! Otóż... w dniu dzisiejszym licznik biegowy z roku 2013 pokazał: 724 km  !! Mało? :P Dla niektórych zapewne tak. Bo połowę tego dystansu robią w jeden dwutygodniowy obóz... Ale to mój najlepszy wynik w karierze.
Tak prezentuje się mój kilometraż w poszczególnych latach:

Jeszcze ostatniego kilometra nie zrobiłem :-) Tak więc wynik będzie jeszcze lepszy. I mam nadzieję, że uda się przekroczyć 1000 km.
Przejdźmy do dnia dzisiejszego!

Jak to bywa ostatnimi czasy zrobiłem dwa treningi... Pierwszy to niecałe 5 kilometrów spokojniejszym tempem. Nie był on jednak łatwy bo były dwa długie podbiegi. Jednak dało radę je pokonać :-) Przecież bieganie to nie tylko płaskie ścieżki :P
Zaraz po pierwszym treningu nastąpił drugi... uzupełniłem energię kilkoma kawałkami czekolady i ruszyłem!!
Tym razem obrałem inny kurs niż to zwykle bywa!
Ruszyłem do Parku Arboretrum :-) Z dwóch względów. Po pierwsze dawno tam nie byłem a po drugie postanowiłem urozmaicić trening ukształtowaniem terenu oraz ładnymi widokami :-)


normalnie bywały tutaj kwiatki :P ale już po sezonie chyba...
Pętle w parku mają nieco ponad kilometr. Starałem się biec spokojnie i nie przeciążać się. Złamałem jednak przepisy...  Mimo znaku zakazu... 
to chyba znak ograniczenia tętna :P

Bo moje tętno przekroczyło 160... ale to na podbiegach ;-)
średnio widać... :P

  Biegało się przyjemnie... w parku mnóstwo wiewiórek... ze sto? Albo i lepiej :P
nie ma tutaj rudych... zostały wygryzione :-(

 Normalnie jest ich tyle ile podgrzybków w Puszczy Noteckiej w sezonie ;-)  Nawet mają swój pomnik :P

 Tak kręciłem po tym parku, że przebiegłem chyba po każdej ścieżce ;-)

 Oto trasa:


Tempo było spokojne. Pokonałem 10 kilometrów i 500 metrów w średnim tempie 5:22. Zróżnicowanie wysokości terenu o takie jak widać:

Zapomniałbym jeszcze o czymś :-)
a to też w parku... :-)

Otóż o północy czasu polskiego zaczęła się wojna... na razie psychologiczna:P Wojna?
 Może to nie najlepsze słowo? No ale... ruszyły zapisy do Biegu Niepodległości w Warszawie :-) Póki co na bieg zapisali się wszyscy biorący udział w zakładzie. Wygrał Bednar z czasem 3:04, Rabi z czasem 4:15 był drugi zaś Lewy z czasem 4:41 zamknął podium... ja z dużą stratą do chłopaków bo zajęło mi to ponad osiem minut... dokładnie 8:46..
http://psocior.blogspot.co.uk/2013/09/bieg-niepodlegosci-2012-wilk-syty-i.html ...  długo myślałem nim się zapisałem...na 98% nie pobiegnę tam... :-/ ech...  No nic póki co Lewy już wyprzedził Bednara bo jako pierwszy opłacił bieg!!
Powodzenia w dalszej walce!
Ps. Chłopaki w biegu już nie będą liczyły się wasze umiejętności szybkiej obsługi klawiatury :P Pora wziąć się do treningu! Teraz ważniejsze będą płuca i nogi:P


To tyle na dziś!!!

Pozdrowienia :-)

niedziela, 13 października 2013

Monotematyczność biegów, życie nie jest lajtowe... :-)

No nie jest lajtowe... weekend powoli dobiega do końca. Ale co to za weekend? Skoro prawie go nie miałem... ale zrobiłem wszystko tak jakbym miał :P
Złożyło się tak, że w sobotę do pracy i weekend zaczął się o godzinie 13:30 ;-)
Pogoda butelkowa... dlatego tuż po obiedzie udaliśmy się do sklepu po... nie butelki tylko puszki :P Lało jak z cebra ale wcale nam to nie przeszkadzało... może dlatego, że mieliśmy kurtki przeciwdeszczowe i spodnie również :P Brakowało tylko kaloszków :P
W sobotnie popołudnie udało się trochę pograć w darta... forma mi nie dopisuje i nie mogę wyjść na prowadzenie... choć mecze bardzo zacięte :-)
Tutaj fragmenty ;-)


oraz


Hiszpania nadal nam towarzyszy... ;-)
Święty Michał :D
No i koniec weekendu...
Na kaca najlepsza praca ;P W niedziele wstałem o 5:00 i pojechałem na 6 godzin do robo... W pierwszą stronę deszcz w drugą to samo...  Na całe szczęście popołudnie przyniosło poprawę pogody!! Chyba pora potrenować? Co? Spalić niedzielny obiadek i wczorajszą rozpustę :P
Trening numer jeden!!
To ten lżejszy :-) Aczkolwiek bardzo przyjemny!! Biegam na nim bez opasek na kostkach i co najważniejsze w miłym towarzystwie :-) Dzisiaj przetruchtaliśmy pięć kilometrów. Tempo nie jest jeszcze zawrotne... ale sukcesywnie wzrasta :-)

Po treningu półtorakilometrowy spacerek do domu. A następnie start treningu numer dwa :-)
No i co? Na początek zaczął padać deszczyk... co jakiś czas przechodził a następnie pojawiał się znowu i tak przez całość treningu. Od razu jak wychodziłem to w zamierzeniach miałem 15 km! Choć pojawiały się myśli, że go skrócę... No ale... herbata jasna myśli rozjaśnia :-) W sumie to zielona. Tak tak! Dzisiaj zamiast wody w bidonie miałem herbatę. Zielona o smaku mango! Super sprawa :-) I tak mi mijały kilometry... biegłem jak najszybciej by na wyznaczonych wcześniej kilometrach złapać łyka :P Biegało mi się super :-) Czułem się bardzo wypoczęty a kolejne kilometry sprawiały radość. Tempo też wyszło przyzwoite. A zmęczenia dużego nie odczułem... no może jedynie ale to już standardowo na ostatnim kilometrze pod górkę :-) Trasa którą biegam może się wydać komuś monotematyczna... ale mi się po niej biega bardzo dobrze i przyjemnie :-) Oto co dzisiaj nabiegałem:




No to łącznie wyszło ponad 20 km :-) Zadowolony jestem zarówno z dystansów jak i z temp dzisiejszych biegów!
Plan na przyszły tydzień to utrzymać systematyczność i wystartować w moim czwartym parkrunie:-) Tym razem jednak nie będzie walki o życiówkę ani o miejsca! Trzeba pobiec na spokojnie :-)

Pozdrawiam!!



czwartek, 10 października 2013

kur... ale zimno :-/

Słowa zawarte w tytule dzisiejszego posta idealnie oddają aurę jaka dzisiaj panowała w Nottingham...
Jeszcze nim wyszedłem z domu to wiedziałem, że ciepło nie jest :-) No i faktycznie sąsiad z góry wcale nas nie oszukał akcentując swoje wyjście na zewnątrz słowami z tytułu...
Zimno, pochmurnie, deszczowo i wietrznie... bardzo wietrznie. Dużo wysiłku trzeba było włożyć w drodze z pracy by rower się poruszał :-) Normalnie jak w kieleckim... :P  Ale się udało...
W domu standardowo meczyk w darty. Póki co przegrywam w rywalizacji 14-12 :P Ale to do mnie nadal należy zdobycie największej ilości punktów w kolejce: 107. Zaś rekord najszybszej partii należy do Sylwii... zeszła z 501 punktów do zera w 12 kolejkach. Może jeszcze dzisiaj uda mi się zrewanżować :-)
No ale przejdźmy do biegania... Wczoraj był lajtowy trening i zrobiliśmy łącznie ponad 7 km. Jest progres :) Dzisiaj pogoda słaba i już myślałem, że się nie wybiorę... ale...
W końcu się udało. Od razu zapowiedziałem, że maksymalnie godzinę pobiegam. Jak się okazało zmieściłem się w 40 minutach :-) Nie wiem po co zabrałem butelkę z wodą? Chyba przyzwyczajenie. Jednak po trzystu metrach biegu  stwierdziłem, że się nie przyda i tylko będzie mi zbędnym obciążeniem więc ją wylałem. Trening bez historii... zacząłem spokojnie jednak z kilometra na kilometr przyspieszałem by było mi cieplej :-) I tak przyspieszałem do samego końca.. zwolniłem tylko na ostatnim podbiegu :P Albo inaczej... to ostatni podbieg mnie spowolnił :P Wyszło tyle ile na zegarku:
tętno było wyższe momentami :P tutaj powoli schodzi w dół :P


Trasa standardowa... standardowo też napotkałem sporo trenujących biegaczy. :-) To teraz czas na herbatkę:-)

Kolejny trening w sobotę albo niedzielę :-)

Pozdrawiam!!


wtorek, 8 października 2013

Zrobione!

Zgodnie z planem zrobiłem trening. Niby w miarę wcześnie się wybrałem jednak przy wyjściu z domu zastała mnie już szarówka... dzień się skrócił i to bardzo. Ale to żadna nowość... dzieje się tak co roku...
Fajnie, że temperatura jeszcze wysoka bo w szafie tylko krótkie spodenki :-) Mam nadzieję, że uda się przetrwać zimę w takim stroju :-)
A dzisiaj było tak:
Pobiegałem trochę po Foreście. Tempo spokojne a dystans raczej krótki. Wyszło troszkę ponad 7 kilometrów w tempie 5:29 min/km. 

Podczas biegania natrafiłem na liczną grupę biegową. Trenowali pod okiem trenera, który ostro pokrzykiwał ;-) zaś wśród biegaczy był znajomy murzynek z Parkrun Forest. Do tego trafiłem też na trening kolarski...  Grupa sześciu szosowców rozstawiła po parku dość sporo pachołków w tym na wale otaczającym park. Fajny trening... :-) Po trawie szosówką do tego slalomem wzdłuż wału to z górki to pod górkę :-) No a ja po zrobieniu tych siedmiu kilometrów wstąpiłem na parkową siłownię :-) Zrobiłem kilka serii na różne partie muskulatury i po 12 minutach znowu zacząłem biec :-) Ale już prosto w kierunku domu. Dorzuciłem 1420 metrów w tempie 5:43 min/km.

W tym tygodniu postaram się jeszcze z dwa razy coś konkretniejszego pobiec ;-) i z dwa razy coś luźniejszego ;-)


Pozdrowienia! 

poniedziałek, 7 października 2013

Relaks :-)

W sobotę po bieganiu trzeba było iść do pracy... mus to mus :-) Ale gdy wybiła północ poczułem wolność! W sumie to nawet wcześniej dało się ją poczuć... no ale nieważne :-)
Jeszcze przed sobotnim parkrunem zaplanowałem, że po biegu odpocznę sobie dwa dni. Do tego doszedł "mini uraz", który nieco przeszkadzał przy intensywniejszych ruchach. No ale nie znaczy to, że zrezygnowałem całkowicie ze sportu. W niedziele obejrzałem z Sylwią mecz Widzewa, który pokonał Lechię Gdańsk 4-1. Dobry spektakl zarówno na murawie jak i na trybunach!! No i zagrałem w kosza :-/ W sumie były to tylko rzuty osobiste... Poszliśmy na Goos Fair i chciałem wygrać wielką maskotkę.

 Były rożne sposoby... zdecydowałem się na Basketball... dostałem siedem piłek a wystarczyło trafić tylko dwie. Niestety nie udało się wygrać :-(. Choć piłka niejednokrotnie była blisko celu... a to się kręciła na obręczy a to się od niej odbiła itd... itp... :P Bywa. Jak to mawiają nie zawsze dobro wygrywa  Zresztą wiadomo jak to jest na takich odpustach... wiatrówki celowo rozregulowane, średnica piłki większa od średnicy obręczy(hehe :P), namagnesowane usta gościa któremu trzeba wybić zęby piłeczkami... albo te rzutki... motyla noga :-/  Jeszcze nawiążę do Hiszpanii... tam też chciałem wygrać coś dla Sylwuni :-)  Było też wielkie wesołe miasteczko. No może nie takie duże jak tutaj... ale było. W sumie to kuzynka Karolinka mnie namówiła :P Bo ona też chciała mieć ogromnego pluszaka. No dobra... w końcu się zdecydowaliśmy. Na ścianie były baloniki... dostawało się trzy rzutki i trzeba było przebić trzy baloniki... Jaki był mój wynik? Zero trafionych (rzutki jakieś felerne)... Przyszedł czas na kuzynkę :-) No i jak...  zacznę od końca. Rzut numer trzy: trafiony! Balonik pęka! Rzut numer dwa: jeeeeest! Bum! Balonik przebity przez rzutkę!! Rzut numer jeden: Balonik pęka!!! Hura!!! ??? Ale jak się okazało to był najgorszy rzut :-/ Faktycznie balonik pękł jednak rzutka najpierw uderzyła obok celu i dopiero spadła na balon... A tam banda oszustów...!! No... ale wracając do rzutek to w nich widzę swoją przyszłość!! Otóż zaczynam trenować! Prócz butów kupiliśmy jeszcze tablicę do gry w darta :-)
W pierwszy dniu mecze bardzo wyrównane i zacięte. Stan rywalizacji póki co 4-4.
Zaś rekord kolejki to: 107 pkt!! I należy do mnie :D

 Kto zna zasady to wie jak ciężko zrobić taki wynik!! :-) No i co? :P Mam talent :-) ja wam jeszcze pokażę jarmarkowi oszuści :P
Czyli te dwa dni przerwy to nie tylko picie piwka i leżenie i oglądanie filmów!!
Do tego dzisiaj pojawił się jeszcze mały akcent sportowy! W sumie to większy od tych pozostałych... poszliśmy z Sylwią razem pobiegać!! :-) Bo te buty co kupiliśmy to do biegania i od dzisiaj Sylwia zaczyna przygotowania do maratonu :D Co nie?  Na początek sześć kilometrów spokojnym tempem (80 % truchcik a reszta spacer) dzięki czemu wiem, jak działa moja noga a Sylwia wie, że maraton to nie takie hop-siup :P


Jutro robię trening!!


Tymczasem idę zagrać w rzutki :P

Pozdrowienia!!

sobota, 5 października 2013

Parkrun - epizod trzeci! "Potężne dęby z małych żołędzi rosną"

Było to wczoraj. :-) Ludzie tutaj mawiają, że sobota nie jest sobotą jeżeli nie pobiegnie się parkrunu. Niestety ja w każdą sobotę biegać nie będę... praca uniemożliwia mi to. Ale co dwa tygodnie może się uda.
Jaki był wczorajszy dzień...? Z jednej strony udany a z drugiej mniej. Postaram się to opisać pokrótce:-)
S t a r t:
Budzik zadzwonił o 7:45  i od razu wstałem bo czas naglił :-) Pomyślałem, że dwie kanapeczki z czekoladą wystarczą. Przy śniadaniu zdecydowałem, że w kierunku zawodów udam się truchcikiem. O 8:25 wyruszyłem. Teraz stwierdzam, że to trochę za późno. Po prostu rozgrzewka była intensywniejsza niż zakładałem :-) Z domu do miejsca startu mam około 6 km. Udało się zdążyć na czas a zmęczenia nie odczułem :-)


 W miejscu mety zostawiłem pas u wolontariuszy. Ze sobą zabrałem tylko barcod. No i jeszcze złapałem łyka wody;-) Na miejsce startu doszedłem w samą porę bo akurat była krótka informacja dla first timerów :-) Przebieg trasy, pomiar czasu, itd...  Potem jeszcze przemowa, że parkrun dzisiaj obchodzi swoje 9 urodziny. Bo właśnie dziewięć lat temu Paul Sinton-Hewitt wraz z 13 kolegami w pierwszy weekend października pobiegli na 5 km w parku Bushy w Londynie :-) Wczoraj odbył się tam 484 bieg. Rozrósł się do takiego stopnia, że biega tam często po  1000 osób!!" Mighty oaks from small acorns grow!" ( Potężne dęby z małych żołędzi rosną ). A na całym świecie odbywa się ponad 300 imprez tego typu. Dobra to tyle z ciekawostek :-)
W dzisiejszym biegu na Colwick wystartowało 166 osób. Z poza granic Anglii  był ktoś z Dani no i ja :-) Dzisiaj ustawiłem się w miarę na przodzie. W momencie startu byłem w pierwszej trzydziestce. Trasa wąska i żeby kogoś wyprzedzić tuż po starcie trzeba było się nieco nagimnastykować... Na szczęście później już nie było z tym trudu. Problemem był jedynie brak powietrza w płucach :P Bieg zacząłem szybkim tempem mniej więcej 4 min/km. Zastanawiałem się czy dam radę dotrzymać do końca na tym poziomie? Minął pierwszy kilometr i byłem mniej więcej na 15 lokacie. Ci przede mną biegli ostro i pomyślałem, że będzie ciężko z nimi powalczyć. Trasa bardzo przyjemna i praktycznie płaska. Były nieznaczne podbiegi i jak się okazało to ja na nich wydłużałem krok. A przy okazji doganiałem innych i wyprzedzałem. Czułem jednak, że to nie rozgrzewka bo zmęczenie się pojawiło. Dwa kilometry za mną a średnie tempo poniżej 4 min/km. W połowie dystansu dokonałem szybkiej analizy biegu i sił które mi pozostały. Chciałem utrzymać tempo jednak okazało się, że to raczej nierealne. Po trzech kilometrach jeszcze była szansa na 5 km w dwadzieścia minut... Jednak czwarty to zweryfikował. :-) Okazało się, że nie tylko ja osłabłem bo złapałem tam kilka osób i przesunąłem się jeszcze o kilka lokat. No i w końcu zegarek pokazał, że jeszcze tylko kilometr!! Jest dobrze. Nie myślę już żeby zwalniać ale przyspieszenia też już sobie nie wyobrażam. Bo skąd mam wziąć na to siły? Do mety niecałe tysiąc metrów a ja od jakiegoś czasu słyszę za sobą oddech oraz kroki(jak w horrorze). Nie odwracam się jednak... Pomyślałem, że zaraz ktoś mnie wyprzedzi i tyle... jednak nie chciałem do tego dopuścić :-/ Wyścig był na tyle zacięty, że czasem już wyprzedzał mnie cień biegacza ale na tyle odpierałem te ataki, że cień ginął. Zaczął się delikatny podbieg a  do mety może z trzysta metrów. Pomyślałem, że to jest ten moment kiedy pokaże na co mnie stać!! I pokazałem! Gość za mną też pokazał bo okazało się, że wyprzedziliśmy po drodze jeszcze jednego  biegacza. A za chwilę na metę wpadłem ja a dwie sekundy później mój towarzysz z czwartego kilometra :-) Podziękowaliśmy sobie za bieg i chwilę porozmawialiśmy. Ja założyłem pas i złapałem dwa łyki wody i ruszyłem dalej w trasę...! Okazało się, że zająłem 6 miejsce w czasie 20 minut i 19 sekund. Mam nową życiówkę na 5 km! Hura!! Ale nadal pozostał cel złamania 20 minut :-)

Powrót do domu spokojnym tempem i chciało by się napisać, że bez przygód...
A jednak... mniej więcej w połowie trasy do domu złapałem zająca :P Ech... co za pech. Ludzi sporo bo tuż obok przystanek autobusowy ;-) Szybko się podniosłem i ruszyłem w kierunku domu :-) Co poniektórzy przechodnie przyglądali się moim nogom i robili litościwe miny ;P A tam... :-)
przydał się telefon :p  szkoda, że takie zdjęcie zrobił :-)



No i to tyle :-)
To był dzień! :-) Mam tylko nadzieję, że obcierki nie przeszkodzą mi w bieganiu;-)

Z biegowym pozdrowieniem!

czwartek, 3 października 2013

Wskazówka nie schodzi z wysokich obrotów :-)

Dzisiaj dzień wolny w pracy więc trzeba było to wykorzystać!
Trzeci dzień miesiąca a ja robię drugi trening :-) Dobrze jest! 
Postanowiłem dzisiaj wyruszyć na Colwick głównie ze względu, że planuję w sobotę wystartować tam w parkrunie. Uzbrojony w pas ruszyłem truchcikiem przed siebie. Tempa postanowiłem nie szarżować i 5:20 min/km było celem na dziś. Zaś głównym celem było sprawdzenie ile kilometrów mam z domu do startu sobotniego biegu.

Teraz widzę, że około 6,5 km. Będę musiał przemyśleć czy dotruchtać tam czy podjechać rowerem? Mniej więcej udało mi się przebiec trasę po której sprawdzę się za dwa dni :-) Jest fajnie bo widoki całkiem przyjemne. Nie ma to jak bieganie na łonie natury:-)


Oto trasa parkrunu:
Udało mi się jeszcze obiec tor do gonitw konnych :-) Z bliska robi wrażenie! Może kiedyś uda się zobaczyć na żywo gonitwę... 


A dalsza część trasy to już asfaltówką do domu... chciałem jeszcze nieco skrócić trasę jednak tuż przede mną zamknął się szlaban(niestety nie są to szlabany takie jak w Polsce, że gdzieś tam się znajdzie szczelinę i pobiegnie dalej) a czekanie na pociąg to kilka minut :-/

 Na pocieszenie robotnicy reperujący drogę krzyknęli do mnie, że mało mi brakło...  odwróciłem się na pięcie i powróciłem do trasy którą przybiegłem. Te końcowe kilometry były dość szybkie jak się okazało. Łącznie wyszło 19 kilometrów w tempie 5:14 min/km.

Moja meta mieściła się przy sklepie gdzie kupiłem jeden ze składników na posiłek pobiegowy :-)  (łewos porfawor :-))

Tutaj trasa jaką zrobiłem:



Praktycznie udało mi się pobiec po kursie parkrun a co najważniejsze zlokalizować miejsce startu:-)

Biegło się lekko i przyjemnie i nic nie bolało! Hura :-)
To tyle na dziś!! 

Pozdrowienia