wtorek, 21 października 2014

są takie dni...

... w których wskoczyłbym do tego strumienia ;-)
ale czy gdzieś istnieje jeszcze taki strumień?

Taki górski o porządnym nurcie, żeby swoją zimną wodą zmył ze mnie wszystkie zmartwienia i troski? I jakieś tam bóle? A potem żeby one popłynęły dalej i rozbiły się o kamienie i skały...
może to ten z filmu 3:55 ??


niedziela, 19 października 2014

runda ósma!! czyli kolejny bój w parkrunie ;-)

Dwa tygodnie po powrocie do biegania postanowiłem znowu pobiec w parkrunie. Do jakiejś porządnej liczby brakuje jeszcze sporo. Ale to już mój ósmy występ.

Szkoda, że wszystkie poza granicami kraju... ale będąc w Polsce z pewnością też pobiegnę. 
Przez te czternaście dni biegałem dość sporo jak na mnie ;-) Gorzej z regeneracją... bo na to nie było czasu...
Wstając rano nogi nie były wypoczęte... Zdecydowałem, że pobiegnę w tym bliższym biegu oddalonym o dwa kilometry. A na początku tygodnia jeszcze miałem zupełnie inne myśli... ;-)
Jednak szybko zostałem sprowadzony na ziemię ;-)
Przed wyjściem zjadłem jedynie banana z miodem. Rozgrzałem się... a zegarek złapał sygnał ;-)


A potem dokończyłem rozgrzewkę dobiegnięciem do parku. Coś tam na początku czułem... ale podczas biegu przeszło. 
Założenie na start miałem proste. Każdy kilometr pobiec w granicach 4:55 min/km, to raptem urwać minutę z każdego kilometra rozgrzewkowego. Choć brat w porannej rozmowie powiedział mi, że pewnie szybciej pobiegnę... Ale ja nie zamierzałem. 
Na starcie całkiem sporo ludzi się zebrało...
Pojawił się też znajomy z pracy.Powiedziałem mu o swoich planach tempowych na dzisiaj. On miał ostatnio długą przerwę od biegania. Ale powiedział, że spróbuje pobiec wraz ze mną. Chodź powiedział, że podbiegi pewnie odpuści... 
Jak zwykle przed samym startem rozdanie koszulek powitanie biegaczy oraz oczekiwanie na dobiegających spóźnialskich ;-)
W końcu zaczyna się odliczanie i start!!
Stawka od razu się rozciągnęła a my powoli przesuwamy się do przodu starając trzymać tempo. Pierwszy kilometr wyszedł idealnie bo 4:55 min/km. Zaczynamy drugi... a w sumie to już zaczynam sam bo tutaj rozdzielamy się. Zaczyna się podbieg. Mnie się to podoba :-) Przesuwam się o kolejne pozycje a wraz z pozycjami przesuwa mi się suwak na skali pulsu. Wszystko idzie zgodnie z planem! Drugi kilometr zrobiony w tempie 4:54!! Zaczyna się ostry zbieg w dół. Puls zaczyna spadać, nienaturalnie wyhamowuję prędkość. A co za tym idzie zaczyna spadać również moja lokata... A zawodnicy będący przede mną oddalają się. Trochę mi się to nie podoba. W głowie biją się myśli... 
Zrezygnować z tempówki? Ruszyć szybciej??  No i stało się... jak już mnie wyprzedziło trzech mężczyzn, dwie kobiety i... nie znam płci 6 zawodnika... zdecydowałem, że pora trochę przyspieszyć. I tak kończąc trzeci kilometr zegarek pokazał 4:46 min/km.  Czwarty kilometr to znowu podbieg. Odrabiam straty ;-)  Udaje mi się złapać całą szóstkę! Ale płci ostatniego do tej pory nie udało mi się odgadnąć??
też sobie taki kupię :-)

 A do tego złapałem jeszcze kilku innych zawodników. Do tego udało mi się zrobić kilometr w 4:54 min/km. Przed nami już tylko chwila podbiegu a potem długi zbieg w dół. Tym razem górki nie odpuszczam. Wyprzedzam kilka osób. Jednak słyszę na plecach jakiś oddech, Odwracając się nic nie widzę... Dwieście metrów przed metą udaje mi się prześcignąć ostatniego zawodnika. Biegnę w miarę szybko... jednak nadal kogoś słyszę za sobą. Pomyślałem, że na mecie zobaczę kto to? Jednak zobaczyłem 20 metrów przed końcem... ech... zoztałem wyprzedzony  w samej końcówce! Tego jeszcze nie grali. Nawet nie było jak odpowiedzieć na taką zagrywkę ;-) Na mecie zegarek pokazał:

Tempo wyszło przyzwoite. Z biegu jestem bardzo zadowolony :-) 



Potem już spokojnie pobiegłem na zakupy...  wyniki tutaj! *






Pozdrawiam


*w wyniki wkradł się błąd... najprawdopodobniej to ja mam 43 miejsce. Na ostatniej prostej wyprzedziłem pana z koszulką "50"... i do tego pasowałby by wiekiem to osoby z rezultatów. A osoba która mnie wyprzedziła 20 metrów przed metą raczej by nie zrobiła 8 sekund przewagi :-)  
ps. całe szczęście, że to nie olimpiada :P bo bym tego nie przepuścił :-) 





czwartek, 16 października 2014

ku lepszemu...

Jeszcze nie jest tak jak powinno... ale jest zdecydowanie lepiej.
Nie skończył się miesiąc a już mam najlepszy kilometraż w tym roku... Nazbierało się w październiku już 61 km...  i to przez niecałe dwa tygodnie.
Póki co treningi nie są zbyt intensywne. Biegam spokojnym tempem i na razie nie mam zamiaru tego zmieniać.
W tym tygodniu zrobiłem dwa treningi połączone z zakupami ;-)
Tempo obu było porównywalne.
Poniedziałkowy trening nieco krótszy dystans i pogoda nieco gorsza... bo padało.



Szybkie zakupy w  Lidlu, mała przekąska:

Plecak zarzucony na barki i do domu...  bieganie z obciążeniem...

Ile to mogło ważyć?


Lekkie nie było...  aż zważyłem jak dobiegłem do domu ;-)  6,1 kg... na szczęście dystans to tylko 1,7 km.


Wtorkowy trening dołożyłem nieco kilometrów bo i pogoda lepsza.
Biegło się przyjemnie.  A na zdjęciu park w którym trenuję, a sporadycznie startuję w parkrun-ach. Możliwe, że i w najbliższą sobotę się zdecyduję.


Po treningu znowu zakupy... tym razem jednak mniej kg ;-) Bo tylko cztery.


I to by było na tyle :-)  



Pozdrawiam!! 















niedziela, 12 października 2014

lecimy dalej...

Wczoraj już nie było kiedy napisać.
Ledwo co wyrobiłem się z treningiem przed meczem naszych skórokopaczy...  Jeszcze raz brawa! Może i odstawaliśmy nieco od Niemców... ale ambicją i zaciętością wygraliśmy mecz! Emocje były niesamowite gdy to nasi blokowali strzały, przerywali akcje czasem kontrowali a Maciej... tfu Wojtek Szczęsny popisywał się wspaniałymi robinsonadami. Okazało się, że w tym sporcie prawie każdy może wygrać z każdym... ;-)

No ale wracając do treningu. Wczoraj była sobota ale z racji tego, że pracowałem na ranną zmianę to nie dało rady pobiec w parkrun-ie. Ale wracając do domu byłem pewny, że jakiś trening wykonam.
Nieco się długo zbierałem... a bo to obiad... a to po obiedzie trzeba odpocząć ;-)
Ostatecznie z półtorej godziny przed transmisją już się rozgrzewałem. Zakładałem, że zrobię 10 kilometrów potem chwilę się porozciągam, coś tam poćwiczę i wrócę truchcikiem.
Ruszyłem spokojnie i biegłem i tak przez większość treningu.


Standardowo coś tam czułem, a to coś w kostkach a to achilles... ale jest coraz lepiej ;-) Zakładałem, że w samym parku zrobię dziesięć okrążeń i zrobiłem... jedno więcej bo straciłem rachubę.

 Jak kończyłem to zrobiło się już ciemno, a w tym parku nie zainwestowali w oświetlenie alejek. Ale to nie tylko ciemność zmusiła mnie do wycofania się z treningu na siłowni outdoor-owej. Czas naglił... W Warszawie pewnie już kończyła się rozgrzewka przedmeczowa. Dlatego też ruszyłem prosto w kierunku domu. Tempo starałem się trzymać poniżej 6 minut i to się udało. Choć na powrocie mam dość długi podbieg i dość stromy ;-)
Dobiegając do domu nieco wydłużyłem trasę by zamknąć 13 kilometr.
Trening wyszedł całkiem przyzwoity.
Tutaj szczegóły:







Następny pewnie w tygodniu któregoś dnia przed pracą...

Pozdrawiam

czwartek, 9 października 2014

coś za coś... :-)

Dzisiaj wypadł dzień wolny od pracy. Jak go spędzić?
Od niedzieli w planach była pizza! Plany nie uległy zmianie...  z tym, że do pizzy doszło jeszcze bieganie.
Skoro dzień wolny to budzik poszedł w zapomnienie. Na szczęście zbudziłem się chwilę po ósmej.
Delikatny posiłek składający się z jogurtu i do ataku!!
Przymusowa rozgrzewka podczas której garmin łapie sygnał...
Założenie było następujące: siedem kilometrów spokojnym tempem.
Ruszyłem spokojnie... od razu do pokonania miałem podbieg. Obrałem inny kierunek niż zwykle... tym razem park w którym grywam w tenisa. W sumie to i dzisiaj miał być kończony mecz... ale pewnie na wiosnę dopiero poznany wynik. A korty były wolne...

Pogoda średnia. Niby słoneczko ale czuć chłód. Do tego silny wiatr.
Okazuje się, że dystans do parku z obecnego mieszkania to niecałe dwa kilometry. W parku napotykam kilku biegaczy i biegaczek. W tym jedną z psem rasy Husky, zastanawiam się czy akurat ten był taki wytrenowany, że się słuchał i biegł przy nodze czy po prostu ten którego ja znam jest taki... nieposłuchany :P Bo słyszałem , że ta rasa już tak ma... że jak poczuje luz na smyczy to już go nie ma?
Park bardzo ładny. Kiedyś odwiedziła go królowa Elżbieta.
następnym razem zaatakuje te maszyny... ;-)

meta?

ptactwo... łabędzie, czapla, gęsi, kaczki...





No ale dobra... wracamy do biegu :-) Zrobiłem kilka kółeczek spokojnym tempem czasem po jadalnych kasztanach...
Oto trening:

Cyknąłem kilka zdjęć. Do tego postanowiłem, że jeszcze chwilę poćwiczę na drążku ;-) 


A potem udałem się do domu... 

Jeszcze na powrocie strąbiła mnie murzynka... ale okazało się, że to tylko biegaczka z parku chciała mi pomachać :-)


W sumie wyszło 9 km. Nogi pracowały całkiem nieźle. Ból znikomy...  achilles zasypia? ;-)



Pozdrawiam!! Następny trening być może w niedziele!

środa, 8 października 2014

rób to co lubisz...

ach to bieganie... niestety silniejsze ode mnie jest to... miał być tylko start niedzielny a potem przerwa...
ale w poniedziałek po Parkrunie wybrałem się na spokojny biegowy spacerek...
czułem nogi... ale to chyba nic dziwnego ;-)
przede wszystkim to wybrałem się na zakupy spożywcze do Lidla i na polską ulicę...
o ile zaczynając bieg było milutko... to już po dwóch kilometrach rozpocząłem myśleć czy kończyć...
achilles prawej nogi jest na miejscu... :-/  ale dobra do 5 kilometrów dobiegłem :-)


sporo biegaczy mijałem oraz ciężarówki wywożące wesołe miasteczko z parku..
.

udałem się na zakupy na polską ulicę...

a potem do lidla...
postanowiłem, że się przebiegnę z foliówką w ręku... a co tam :-)
i tak dobiłem jeszcze półtora km...


Pozdrawiam!

ps. rozpatruję jeszcze swój udział w amatorskich treningach biegowych... raz w tygodniu. Robią dystans 5-10 km. A do tego premiują systematyczność....
za 50 treningów na 52 możliwych dostaje się talon o wartości 100 funtów na buty biegowe...
a za mniejszą ilość treningów też coś można dostać... a z pewnością lepszą formę i sporo znajomych ;-)

póki co jeszcze się nie zdecydowałem... bo sam muszę się rozruszać :-)
mam nadzieję, że jutro kolejny trening!

Pozdrawiam ponownie! :-)

sobota, 4 października 2014

Szczęśliwa siódemka!! Czyli parkrun po raz siódmy!!

No pięknie....
Póki co o bieganiu miałem nie pisać. A przynajmniej nie o teraźniejszym.
A jednak muszę...
Guinness co ma ze sobą wspólnego to Irlandzkie piwo (obecnie siedziba w Londynie... właśnie tam gdzie debiutował Parkrun) ze słynną księgą rekordów??
Otóż jedno i drugie ma swój początek w Dublinie. To właśnie w rodzinnej pijalni piwa Guinness-ów została utworzona księga zawierająca różne ciekawostki oraz niesamowite wyczyny. Początkowo miała bawić "barowych" gości. Obecnie jest jedną z bardziej prestiżowych publikacji na świecie.
A dla mnie właśnie ta księga stała się motywacją, żeby pobiec. To równe 10 lat temu w Parku Bushy odbył się pierwszy parkrun! Wtedy pobiegło raptem 13 osób...  A dziś po 10 latach obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Parkrun i przy okazji bity będzie rekord Guinnessa. Pobiegłem rok temu więcej tutaj to postanowiłem spróbować i w tym... Wtedy forma była przyzwoita... zrobiłem swoją życiówkę. Teraz celem było złamanie 30 minut. Ostatni "bieg" wykonałem 8 września... o ile można to nazwać biegiem? Troszkę ponad 3 kilometry tempem 6:50... W sierpnie bez biegania w lipcu raptem 6 km...  Forma pod wielkim znakiem zapytania...
No ale dobra!!
Wstałem chwilę po siódmej... początkowo miałem jechać z kolegą. Ale ostatecznie on zrezygnował. Wsiadłem więc na rower i jazda. Pogoda szybko się zepsuła, bo nim dojechałem na miejsce startu już  byłem przemoczony... ale nie przemęczony ;-)
Rower przypięty...

 Krótka rozgrzewka i udaję się w miejsce startu!

Tam rozdanie koszulek dla stałych bywalców biegu... pani i pan dostali koszulki z numerem 100!
Krótkie przemówienie, że właśnie dziś wypada dziesiąta rocznica biegu...
Wszyscy podnoszą dziesiątki w górę :-)

Ja w tym czasie zastanawiam się jakim tempem pobiec? ustalam, że 5:45 będzie idealnie. Postanowiłem się z nikim nie ścigać. Na starcie sporo młodych sportowców w wieku około 12-13 lat.
Przed biegiem mam już przyzwoity puls:


Odliczanie i ruszamy.
Kto miał wypruć do przodu to zrobił to od razu. Ja w środku stawki. Bez spinania się. Tempo początkowe około 5:30 min/km. Przebiegłem pół kilometra i niestety przymusowy postój. Sznurowadło. Straciłem na tym manewrze raptem 4 lokaty i kilka sekund ;-). Ale przecież nie biegnę na wynik ani na lokatę. Dalej wiozę się na plecach jakiejś pary. Na połowie dystansu osiągam średnie tempo 5:13 min/km.

 Jest lepiej niż zakładałem ;-). Ale skoro nie męczy mnie ani ból nogi ani nic innego to nie zwalniam... Lecę dalej. Widzę przed sobą jednego młodzieńca ze swoim tatą... inny jest przede mną bardzo daleko... Jakoś przed czwartym kilometrem zbliżam się do młodego i udaje mi się go wyminąć. Szacunek!! Moje tempo wzrasta!! Na ostatnim kilometrze robię redukcję biegu i przyspieszam. Mijam kilka osób... i melduję się na mecie z czasem około 25 minut!! Hura!!

 Tutaj poszczególne kilometry:



A no i widać, że na bieganie moje serce mocniej bije :-) Puls przyzwoity ;-) Ciekawe jakbym pobiegł na maksa... ile by wyszło HRmax...




Podsumowując...
Zająłem 70-tą lokatę na 180 osób startujących.
Wyniki tutaj: wyniki
Zmierzono mi czas 24:58. Zakładałem poniżej 30 minut ;-) Z biegu jestem zadowolony. Mam nadzieję, że jeszcze kilka biegów zaliczę w tym roku. Frekwencja niezbyt wysoka... może ze względu na pogodę? Pewnie nie będzie rekordu.... ale jest chociaż Guinness ;-)




Pozdrawiam!!