Miałem rok zacząć z przytupem i ostro wbiec w 2020!
I dobrze się zapowiadalo... ale 28 grudnia farma znów mnie pokonała :/
Spadłem z bramy po tym jak świnie wyniosły ją do góry :) a razem z nią mnie... finał taki, że moje biodro ucierpiało po zderzeniu z metalową poprzeczką.
W ten dzień zrobiłem ostatni trening. Pobiegłem do pracy 6 km... po to by wrócić... samochodem. Musiałem wzywać posiłki :D bo chodzenie było nie lada sztuką. W moment zalałem się potem... a potem... szybko się zebrałem co by mnie świnie nie stratowały.
Kurde.... mol.... a miało być tak pięknie.
Dziś minął tydzień. Strupy odpadają, siniaki schodzą... ale każde kichnięcie i zakasłanie sprawia ogromny ból... w okolicy biodra. Ruchliwość jest kiepska. Najważniejsze jednak, że widać poprawę. Liczę, że jeszcze tydzień i uda się zrobić rozruch.
Bo plan na 2020 rok to 2020 kilometrów. Czyli coś koło 185 km miesięcznie. Dam radę?
Zobaczymy :)
Póki co nigdy nie przekroczyłem 180 km w miesiącu...