sobota, 17 maja 2014

liczby... liczby...

Udało się załatwić wolne w pracy... mimo, że to sobota :-) Rano się wstało i trochę pobiegało... 
Dokładnie tyle:

Czasu na pisanie mało... dużo zawarte w załączonej ilustracji. 





Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, 
a miłości bym nie miał, 
stałbym się jak miedź brzęcząca 
albo cymbał brzmiący. 
Gdybym też miał dar prorokowania 
i znał wszystkie tajemnice, 
i posiadał wszelką wiedzę, 
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił. 
a miłości bym nie miał, 
byłbym niczym. 
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, 
a ciało wystawił na spalenie, 
lecz miłości bym nie miał, 
nic bym nie zyskał. 
Miłość cierpliwa jest, 
łaskawa jest. 
Miłość nie zazdrości, 
nie szuka poklasku, 
nie unosi się pychą; 
nie dopuszcza się bezwstydu, 
nie szuka swego, 
nie unosi się gniewem, 
nie pamięta złego; 
nie cieszy się z niesprawiedliwości, 
lecz współweseli się z prawdą. 
Wszystko znosi, 
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję, 
wszystko przetrzyma. 
Miłość nigdy nie ustaje, 
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą, 
albo jak dar języków, który zniknie, 
lub jak wiedza, której zabraknie. 
Po części bowiem tylko poznajemy, 
po części prorokujemy. 
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, 
zniknie to, co jest tylko częściowe. 
Gdy byłem dzieckiem, 
mówiłem jak dziecko, 
czułem jak dziecko, 
myślałem jak dziecko. 
Kiedy zaś stałem się mężem, 
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; 
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: 
Teraz poznaję po części, 
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. 
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: 
z nich zaś największa jest miłość.




urodziny tego dnia...

środa, 14 maja 2014

na zakwasie!

Na zakwasie chleb jest pyszny!! Nie to co angielska wata zapakowana w folię...
A czy bieganie na zakwasie jest przyjemne? Co kto lubi... kwestia gustu :P
Z pewnością jest przyjemniejsze niż bieganie z urazem.
 Wczoraj kładłem się spać z myślą, że może zrobię dzisiaj lekki trening. A gdy wstałem stwierdziłem, że nic się nie zmieniło. Przed wyjściem skonsumowałem pomarańcza i dwie kostki czekolady :-) W bidom poszła zielona herbata, zegarek odpalony na parapecie szuka sygnału a ja przystępuję do rozgrzewki. Bardzo ważna sprawa przeze mnie zaniedbywana :-/ Zaniedbywana jak ośrodek kolonijny w Justynowie... Swoją drogą ciekawe co z nim? Miało coś tam się ruszyć...
U mnie się ruszyło! Postanowiłem, że zawsze poświęcę na nią przynajmniej 7 minut! Obym słowa swojego lekko nie ważył. Dzisiaj trwało to wystarczająco długo. Było czuć zakwaszone mięśnie. Szczególnie gdy schodziłem po schodach.
O samym treningu dużo pisania nie ma. Zakładałem zrobić 6-7 km tempem nieco szybszym niż 5:55 min/km. Ruszyłem spokojnie, żeby nogi złapały odpowiedni rytm. A z tym był mały problem... Szczególnie gdy trzeba było zbiegać z górki. Ale udało się zrobić zamierzone tempo począwszy od pierwszego do ostatniego kilometra. Biegaczy w parku multum. Byłoby miło powrócić do biegania ;-)
A tutaj mój trening w statystykach:

Kolejny trening być może w piątek... :-) Oby tylko nic nie zaczęło mocniej boleć!


pozdrawiam!!

wtorek, 13 maja 2014

Oto jest dzień!!

Może wróciłem do biegania a może było to tylko sporadyczne wyjście...  a na następne dopiero przyjdzie pora za miesiąc?
Co by nie było urlop w Polsce należy zaliczyć do udanych! Było obficie wszystkiego.
Udało się kupić wdzianko na ślub, do którego zostało już mniej dni niż maraton ma kilometrów. Udało się zjeść dużo pyszności zarówno tych zrobionych przez mamę, pizzermana a także przez panie kucharki. 
Była również msza i to bardzo wyjątkowa, bo pierwszokomunijna. Oprawa mszy była naprawdę niezwykła, piękne pieśni, świetny organista itd... ! Po mszy uroczystość w lokalu. A tam... prócz pysznego jedzenia było też trochę sportu.  Zagraliśmy mecz w piłkę nożną. Komunia Dawida przeciwko Komunii Płonące Indyki (do przeciwnej drużyny tuż przed meczem podjechało płonące ptastwo). Emocje były spore. Mało mi spodnie nie pękły... :-/ jak kupowałem je na sylwestra to był luźne... a teraz? Teraz luźne nie są :D Spodnie nie pękły ale na ziemi wylądowałem... Lecz nie symulowałem jak Ci nażelowani piłkarze z telewizji ;P Po prostu wpadłem w poślizg. Mecz był niezwykle emocjonujący a gra była twarda, jedni zawodnicy dostawali czerwone kartki, innych eliminowały sprawy których nie można lekko ważyć! Ale udało się!! Płonące indyki nie dały nam rady! 6-4!! Takim rezultatem zakończył się mecz!! Potem były jeszcze kolejne mecze. Ale były to już gry wewnętrzne ;-)  Do tego na "sali" czy tam "hali". 
No ale do sedna! Mecze te okupiłem solidnymi zakwasami. Przynajmniej tak mi się wydawało, że są solidne. Obudziłem się w całkiem niezłym stanie. I postanowiłem, że tak jak sobie obiecałem, czyli od wielkiego dzwonu będę biegał. No to co? Kierunek Zielonka.  ----->
Najpierw spacerek, żeby zapoznać się z trasą. Bez żadnego tempa, wyłącznie radowanie się tym co kocham! Bukiet konwalii potem szukanie mrowiska... 
Jednak tak jak i ja mrówki chyba zmieniły miejsce zamieszkania :-/  Brakowało mi tego powietrza! W lesie niedawno skończyła się przycinka. A co za tym idzie intensywna woń żywicy była naszym towarzyszem. 

Niestety nie udało się zobaczyć z bliska żadnego większego zwierzęcia... A bardzo liczyłem na sarenkę bądź dzika. Ale nie liczyłem na kukułkę!! A ta nagle dała o sobie znać. Ku-ku, ku-ku...  Całe szczęście, że w kieszeni znalazło się kilka groszy. Nie dałem się okukać! 

Jak się okazało tego spaceru wyszło równiutko osiem kilometrów!!! Super!!



Ale przede mną jeszcze trening biegowy. Obawy spore! Tym bardziej, że trening nie był w pojedynkę. Nie chciałem blado wypaść na tle brata. No ale czego się można spodziewać po kimś co w ogóle nie biega, lubi piwo... nawet przed treningiem co widać po brzuchu... ech... a do tego te intensywnie spędzone minione trzy dni. Do biegu byłem przygotowany profesjonalnie!! No ale jak to mawiają: raz kozie śmierć!
Garminy położone na stoliku  szukają sygnału, a my w tym czasie zajmujemy się krótką rozgrzewką! 
Jakie założenia na bieg? Od razu dałem wytyczne, że tempo dla mnie to 5:30-5:45 a dystans chciałbym dość długi... Niestety ograniczał nas czas więc postanowiliśmy że zrobimy coś w granicach 12-15 km.  No i ruszyliśmy. Ja zająłem się trzymaniem butelki...  bo wiedziałem, że to ja będę przeważnie z niej korzystał (okazało się, że wyłącznie ja). Nie przebiegliśmy nawet połowy kilometra a już pierwsza niespodzianka... Za nami ktoś biegnie by po chwili nas wyprzedzić.... Któż to? Kto ważył się nas wyprzedzić i to tak zdecydowanie?  W sumie były to cztery nogi. Czyli tak jak i u nas. Z tym, że należały do jednego stworzenia.
Bartek: - O nie! Bambo!!! Co Ty tutaj robisz?
Bambo: - Hau! Hau! (Biegnę z Wami! a co zdziwiony?)
Ja: No i co teraz? Bierzemy go na trening?
Bartek: - Chyba nie, bo dla niego maks to 5 kilometrów.
Bambo na to zamerdał ogonem, ale chyba nie był zadowolony z tego co mówił do niego Pan.
Michał: - No to chodź zawrócimy i go odstawimy.
No i tak zrobiliśmy. Bambus był rozczarowany naszym zachowaniem. Mocno na nas nakrzyczał. Było widać, że miał do nas żal. I słychać też.

I tak nam upłynął pierwszy kilometr a my nadal w miejscu startu.
No ale dobra!! Bez spinania się, biegniemy sobie powoli. Za chwilę zaczyna się górka a w sumie to małe nachylenie. Pada propozycja,żeby przyspieszyć. No to dawaj!!! Całkiem nieźle nam poszło! Podczas zbiegu z górki wyrównujemy oddech. Ale za chwile scena jak z wyścigu, lecz tym razem nie Apollo Creeed kontra Rocky Balboa lecz nasza dwójka się ściga. Pociągnęliśmy tak dobre trzysta metrów!! Potem znowu pora na wyrównanie oddechu. A ja myślę, czy mądre takie bieganie? Przypomniałem sobie, że przecież mam spore braki. Ale potem już było spokojnie. Bez żadnych szarży. Choć tempo i tak sporo szybsze od zakładanego.  Bo poniżej 5:20. I tak sobie biegliśmy i biegliśmy. Trasa wymarzona! Zieleń, szum drzew. Nawet trafiliśmy na gaj poprzedniego Papieża(postawiono upamiętniającą tablicę w tym miejscu). Nigdy wcześniej tam nie byłem. Do tego czasu biegło mi się dobrze...
Siódmy kilometr zrobiliśmy jeszcze szybciej. Wtedy nogi dały znać ,że rozbrat ze sportem to nie ściema! Ale się nie poddawałem.A nawet przyspieszyliśmy!! Tempo ponad miarę moich możliwości!! Ale co tam!! Nie dam po sobie nic pokazać :D Mijając dwie seniority udaję, że to ja jestem ten bardziej wypoczęty ;-) Ech... pomyliłem słowa to  nie seniority a seniorki. Spacerowały z kijkami nordic-walking w towarzystwie psa. (tutaj by był problem z Bambim :P) No ale lecimy dalej a przy tym śrubujemy kolejne kilometry w dobrych czasach! Ja już zaczynam odliczać w głowie ile do mety. Jest coraz ciężej. I o ile wcześniej miałem ochotę na rozmowę, to teraz już nie zagaduję. Koncentruję się wyłącznie na biegu i próbie wyrównania oddechu! Ale jak ma mi się to udać skoro my nie zwalniamy? Jednak zarówno mój garmin jak i Bartka zgubił sygnał w tym samym miejscu (chyba to nie jest zbieg okoliczności, że stało się to nieopodal jednostki wojskowej). Bartek mówi, że czasem się to zdarza w tym miejscu. No i przez ten mały "myk"... teoretycznie "zwolniliśmy".  Ale to nic... Do mety jeszcze dwa kilometry. Już blisko!! Hura!! Jestem spokojny o swoją przyszłość. 
Ale okazuje, że teraz się zaczyna! Tempo wzrasta! Bartek rezygnuje z biegu ramię w ramię :-/ Wyprzedza mnie i biegnie trzy  metry przede mną! No a tempo coraz szybsze... Nie wiem jak to się stało, że nie zwolniłem kroku? Chyba nie miałem siły do niego krzyknąć żeby się uspokoił. Choć miałem taki zamiar! I tak kolejno 12 i 13 kilometr wyszedł tempem w granicach 4:15!! Echh....!!!
W końcu meta!!



 Zbiliśmy piątki!! Pogratulowałem bratu formy a on mi zawziętości :D Nieźle mnie pociągnął!! Dopiero jak stanąłem to się zaczęło!! Skurcze itd...!! Za chwilę nogi jak z waty. Bambik mało co mnie nie przewrócił ;-) 


Ale dumny z siebie byłem i jestem!! Szkoda tylko, że nie miałem pulsometru... Zasłużyłem na pizze i coś do popicia ;-)
Jestem mega zadowolony z takiego wspólnego treningu!! Wielkie dzięki za lekcje!!
 Tylko te zakwasy... dzisiaj są ogromne!!! Ledwo co udało mi się wyjść z samolotu.... a potem jeszcze spacer z walizką do domu... ;-)

pozdrowienia!!!