poniedziałek, 10 lutego 2014

jestem tu...

Ech... ponad miesiąc nie pisałem. A nie biegałem jeszcze dłużej!! Ostatni trening był 6 stycznia... A potem? Potem dopadło mnie jakieś paskudztwo i nie mogłem wyzdrowieć. Do tego doszedł długi urlop w Polsce.

Trzy tygodnie!! Były ambitne plany żeby zrobić w ojczyźnie kilkadziesiąt kilometrów... W tym start w zawodach do tego jeszcze wspólny trening z moimi "przeciwnikami" w rywalizacji na 2014 rok...  jedyne co się udało... to wypić z nimi piwo... kurde... wstyd się przyznać... ale bilans ostatniego miesiąca to:
zero kilometrów
dużo piwa
dużo jedzenia
Co w efekcie dało.... uwaga, uwaga!! + 6 kg na wadze :-)

z czego masa mięśniowa to malutki procent...
Do aktywności typowo fizycznych podczas urlopu zaliczyć mogę jedynie wyjścia na sanki:


Oraz wypychania auta z zasp... i kilka spacerów :P
Zima dała się we znaki tym bardziej, że trzeba było sporo jeździć autem ;-)

No ale wszystko co dobre szybko się kończy...
Powrót do Anglii w nocy a następnego dnia już do pracy! No i zaczęło się...
Wracam do sportu!
Na początek delikatnie rowerek... dystans faktycznie delikatny ale zakwasy już nie takie delikatne... chyba się starzeję :-(
Ale co z bieganiem?
Planowo miałem zacząć 17 lutego! A do tego czasu oswoić się z klimatem itp... różnica temperatur i ta strefa czasowa... ;-)
Jednak to już dzisiaj nastąpił dzień prawdy.
Początki bywają trudne? To prawda. Dziś pękło cztery tysiące metrów... tempo spokojne :-) Ale dla mnie idealne.


Na coś szybszego i dłuższego przyjdzie czas... ;-)