niedziela, 12 października 2014

lecimy dalej...

Wczoraj już nie było kiedy napisać.
Ledwo co wyrobiłem się z treningiem przed meczem naszych skórokopaczy...  Jeszcze raz brawa! Może i odstawaliśmy nieco od Niemców... ale ambicją i zaciętością wygraliśmy mecz! Emocje były niesamowite gdy to nasi blokowali strzały, przerywali akcje czasem kontrowali a Maciej... tfu Wojtek Szczęsny popisywał się wspaniałymi robinsonadami. Okazało się, że w tym sporcie prawie każdy może wygrać z każdym... ;-)

No ale wracając do treningu. Wczoraj była sobota ale z racji tego, że pracowałem na ranną zmianę to nie dało rady pobiec w parkrun-ie. Ale wracając do domu byłem pewny, że jakiś trening wykonam.
Nieco się długo zbierałem... a bo to obiad... a to po obiedzie trzeba odpocząć ;-)
Ostatecznie z półtorej godziny przed transmisją już się rozgrzewałem. Zakładałem, że zrobię 10 kilometrów potem chwilę się porozciągam, coś tam poćwiczę i wrócę truchcikiem.
Ruszyłem spokojnie i biegłem i tak przez większość treningu.


Standardowo coś tam czułem, a to coś w kostkach a to achilles... ale jest coraz lepiej ;-) Zakładałem, że w samym parku zrobię dziesięć okrążeń i zrobiłem... jedno więcej bo straciłem rachubę.

 Jak kończyłem to zrobiło się już ciemno, a w tym parku nie zainwestowali w oświetlenie alejek. Ale to nie tylko ciemność zmusiła mnie do wycofania się z treningu na siłowni outdoor-owej. Czas naglił... W Warszawie pewnie już kończyła się rozgrzewka przedmeczowa. Dlatego też ruszyłem prosto w kierunku domu. Tempo starałem się trzymać poniżej 6 minut i to się udało. Choć na powrocie mam dość długi podbieg i dość stromy ;-)
Dobiegając do domu nieco wydłużyłem trasę by zamknąć 13 kilometr.
Trening wyszedł całkiem przyzwoity.
Tutaj szczegóły:







Następny pewnie w tygodniu któregoś dnia przed pracą...

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz