niedziela, 20 października 2013

po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci.... pora na parkrun numer cztery!!

Wczoraj to się działo...
Ciężko mi się było rozbudzić... Dlatego zmuszony byłem odsłuchać kilka razy alarm budzika... Ale w końcu się udało :-) Ku mojej uciesze prognozy pogody nie sprawdziły się! Deszczu brak! Na spokojnie zjadłem śniadanie a podczas jedzenia zastanawiałem się jak dzisiaj pobiec? W dzień przed biegiem zakładałem tempo pomiędzy 4:45 min/km a 5:00min;km. Podczas śniadania przemyślałem, że ostatecznie przebiegnę 5 km w czasie 22 min 30 sek!!  No i dobra :-) Park jest blisko więc z domu wyruszyłem 15 minut przed planowanym startem. Dotruchtałem spokojnie do celu i zdążyłem jeszcze porozciągać się nieco. Standardowo jak przed każdym biegiem osoby startujące pierwszy raz usłyszały wskazówki  jak i zasady obowiązujące w Parkrunie. Przyszła chwila startu... Ustawiłem się po zewnętrznej stronie, żeby od razu wyruszyć swoim spokojnym tempem. Odliczanie... i ruszyliśmy :-) Zgodnie z założeniem ruszyłem tempem które nie sprawiało mi dużego wysiłku...  Pierwsze pół kilometra to jak zwykle porządkowanie stawki :P Wtedy już mniej więcej wiadomo kto jak będzie biegł. Ja na pięćsetnym metrze zawsze sprawdzam, które mam miejsce :-) Zrobiłem to i tym razem... 18 lokata!  Niestety moje tempo szybsze niż zakładałem... nieco ponad 4:00 min/km... Dobra ale puls jest w porządku. Dalszy bieg to prosta po trawce :-) tutaj udało mi się złapać jeszcze 3 zawodników, którzy mają chyba ten sam problem co ja i wielu innych biegaczy... (ich tempo to na oko 5:00 min/km). Minął kilometr czyli pora na podbieg. Na spokojnie biegłem i tempo spadało...  starałem się jedynie  utrzymać tętno :-) Pomyślałem, że i tak uda się utrzymać tą piętnastą lokatę a może i jeszcze coś wskóram. Ale jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju... przede mną biegły jeszcze dwie zawodniczki... szowinistą nie jestem :P No ale... przecież jeszcze w mojej karierze parkrunowej nie uplasowałem się za płcią przeciwną... Więc uczepiłem się za drugą w stawce kobietą. Jak się okazało ma na koncie już 130 parkrunów a lat niespełna 20...  razem minęliśmy dwie osoby! No ale ile można patrzeć na jej tył...  mocniejsze nachylenie i przyspieszyłem kroku  i tym samym udało się ją wyprzedzić. Ale wcale jakoś bardzo się od niej nie oddaliłem bo słyszałem nadal jej kroki... i tak się wsłuchując nagle usłyszałem je coraz głośniej :-/ aż nagle zrównały się z moimi a za chwilę mnie wyprzedziły! Lecz okazało się, że kto inny był właścicielem tych  nóg! To znajomy wolontariusz ;-) Dzisiaj wystąpił w roli biegacza! Jest mocny! Może kiedyś uda się nawiązać z nim walkę... I tak w momencie rozpoczynającym trzeci kilometr byłem na 13 pozycji! :-) Pora na zbieg w dół...  Obejrzałem się za plecy zobaczyć jak wygląda stawka za mną czy przypadkiem nikt nie chce mnie wyprzedzić?  Kur...de... no i chyba już tutaj zapomniałem, że dzisiaj miało być spokojnie! :-/ Albo zapomniałem o tym już wcześniej? A może w momencie komendy start? No ale wróćmy do zbiegu...  udało mi się wyprzedzić jednego pana i zbliżałem się do kolejnych dwóch zawodników, których wcześniej napotkałem na rozgrzewce! Ale gdzie jest pierwsza w stawce kobieta? Daleko... z 200 metrów przede mną... a do tego po górce zbiega jakby jechała na rowerze :-/ Coraz szybciej...!! Jestem pod wrażeniem!  Dobra udało się dogonić tych dwóch ziomków, których wyprzedziłem!  Hura!! Jestem w pierwsze dziesiątce! Czyli bardzo ładnie!! No ale za długo się tym nie cieszę bo koledzy po kilku słowach zamienionych między sobą przyspieszyli a ja nie miałem zamiaru tego ataku odpierać! Pomyślałem sobie tylko... że nadpalone drewno drugi raz łacniej się zajmie! Dlatego spokojnie biegłem sobie za nimi...  razem pochłonęliśmy jakiegoś pana, który już też wyraźnie osłabł.  Dobra jest nawrót a w nogach 3333 metry! Jakieś okrzyki od wolontariuszy...  no i jazda! W sumie to bardzo nie trzeba było szarżować... znalazłem się ramię w ramię z rywalami...  a za chwilę jeszcze wydłużyłem krok i tym razem już zabrakło mocy moim "rywalom";-) Atak udany... ale niestety pierwsza zawodniczka w stawce jest dwieście metrów przede mną. Szanse na dogonienie są małe...  jednak jak się okazało z tego powodu, że nie biegłem na pełnych obrotach to zostało mi trochę więcej paliwa... no i teraz pytanie? Czy starczy go na ostatnie 1400 metrów na większej prędkości? Pomyślałem, że na to pytanie dam odpowiedź później :-) No i zaczęło się... dystans powoli zaczął się skracać... początkowo z odległości czterech latarni udało się już zrobić tylko trzy! A przy tym samym dogoniłem jeszcze jedną osobę! Jestem na ósmym miejscu!!!  Ostanie kroki podbiegu... odległość do zawodniczki i jej kompana to już tylko 50 metrów. Udało się podbiec teraz jeszcze tylko 750 metrów z górki... i tutaj mocna lekcja!  Jak można tak swobodnie zbiegać? Muszę chyba potrenować zbiegi... oni biegną jak sarenki a ja jak dzik... :-/ (posturowo też są sarenkami... takie szczuplaki) Oni stawiają swobodnie długie kroki a ja... staram się długie ale ciężko mi to idzie i jak się okazuje zbiegając z górki czuję się bardziej zmęczony niż wbiegając pod nią. Do tego puls zamiast spadać idzie w górę a oni się oddalają!!  Do diaska :-/ Byle nie oddalili się za daleko... :-/  Ostry zbieg kończy się prawie, że nawrotem...  tam trochę wytracili prędkości i ja też...  No i ostatnia prosta!! 500 metrów do końca!! Nawet się obejrzeli za siebie.... czyżby usłyszeli moje człapanie? Może i tak? Bo za chwilę już mnie ujrzeli obok siebie i nie chcieli dać za wygraną :-) Pani została sama a jej kolega postanowił, że mi nie odpuści :P Na ostatnich dwustu metrach naszą ofiarą padł jeszcze jeden biegacz. A ja już nie dałem się wyprzedzić i ostatecznie zająłem 5 miejsce z  9 sekundową stratą do czwartego "wolontariusza"!!! Tym samym ustanowiłem swój nowy rekord na tej trasie i teraz wynosi 21:03!! dzisiaj startowało 59 biegaczy!  Ps. paliwa starczyło do końca wyścigu a ostatni kilometr pokonałem w 3 min 40 sek!
Wyniki tutaj


Po biegu łyk wody, zbicie piątek z biegaczami oraz skosztowanie kawałka ciasta i truchtem do domu...

Ps. w biegu towarzyszył mi...

Pps. no i dostałem ulotkę... potem przepiszę i wrzucę do translatora to zobaczę o co chodzi ;-) ale nazwę ulicy kojarzę i wiem, że to daleko... to nie jestem zainteresowany cokolwiek tam piszą :P


Na podsumowanie przepraszam za wprowadzenie w błąd ostatnim postem... ale niestety nie potrafię zapanować nad emocjami :P Następny parkrun pobiegnę za dwa tygodnie... a wtedy...  czy wtedy zapanuję nad emocjami? Zobaczymy  :-)

Pozdrowienia!! :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz