środa, 2 października 2013

Dawno dawno temu...


Za siedmioma górami, siedmioma lasami i siedmioma rzekami... w sumie to może nie tak bardzo dawno temu bo działo się to dokładnie rok wstecz. Ale prawdą jest to, że całkiem daleko. Daleko ode mnie bo w Polsce. Był to okres kiedy mocno rozbiegałem się po lasach w okolicach Zielonej Góry, Justynowa, Janówki, Gałkówka itd... W sumie już wtedy przypuszczałem, że na dłużej będę musiał się z nimi rozstać... chciałem się nacieszyć ich widokiem, nawdychać powietrza... dlatego prócz biegania codziennie chodziłem na grzyby i jeździłem rowerem. No ale to nie starczyło... bo tęsknię za nimi ogromnie :-(
Jednak wpis ten nie ma być nostalgiczny...
Przejdźmy więc do rzeczy:
2.10.2012
Pogoda zupełnie inna od tej jaka panuje w tym roku. Owszem poranki chłodne... jednak podczas dnia słonecznie a temperatura sięga 20 stopni celcjusza zaś w słońcu przekracza temperaturę pokojową i to grubo. Godzina jedenasta a ja zastanawiam się które buty założyć? Zdecydowałem się zasznurować moje najnowsze buty jeszcze nieskalane długim wybieganiem po lesie... a co tam? Wiem, że w lesie mokro a w dodatku tego dnia nastawiam się na inny kierunek i sam nie wiem co mnie tam będzie czekało? Wtedy jeszcze nie byłem posiadaczem garmina dlatego w jednym ręku dzierżyłem telefon który to mierzył mi dystans a w drugim butelkę z wodą :-) Wcale mi to nie przeszkadzało :-) Ruszyłem w kierunku lasu by tam już zatracić się zupełnie z dala od asfaltowych ulic i zabudowań...




 Wbiegając do lasu natrafiam na zakaz wstępu... w sumie to wiem z jakiego powodu dlatego stwierdziłem, że biegnąc główną drogą w kierunku Justynowa nie będę nikomu przeszkadzał. I faktycznie nie przeszkadzałem. Biegnąc spotkałem panów uzbrojonych w wykrywacze metali i szpadle... "dasz bór"? Może to nie jest odpowiednie powitanie.. no ale... :-)  Z powodu tego, że rozminowują las postanowiłem pobiec w kierunku Janówki... przeciąłem asfaltówkę jak strzała i znalazłem się po drugiej stronie. Tutaj zupełnie inny las. Dużo ciemniejszy a co za tym idzie wilgotniejszy. Jednak po tej stronie również słychać pikanie wykrywaczy i przy drodze leżą jakieś garnki i puszki po konserwach :-/  A niech to :-/ Ciśnienie mi nieco skoczyło :-/ Nienawidzę śmieci w lesie! A ludzi którzy je tam zostawiają bądź masowo wywożą... bez komentarza.  No ale wróćmy do biegu. W końcu minąłem strefę objętą przeszukiwaniem ściółki i tym co się pod nią znajduje... choć nie tak do końca :P Bo w sumie teraz to dopiero na nią trafiłem... z tym, że w tej strefie szukano grzybków! Sporo aut zaparkowanych i sporo grzybiarzy. W koszykach głównie podgrzybki ale i prawdziwych też sporo. Ale przejdźmy do meritum. Bo nie będę ukrywał, że powodem napisania tego postu był przypadkowo napotkany grzybiarz. Bardzo zainspirowała mnie ta osoba i byłem pod wielkim wrażeniem... (nadal jestem bo często wracam myślami do tego dnia). Otóż biegnąc sobie powoli przez bukowinę na Janówce widzę, że jakiś pan przy swoim aucie szykuje się do grzybobrania... Gdy się mijaliśmy okazało się, że Pan ten nie ma jednej nogi... i tak o dwóch kulach z wiaderkiem w ręku  ruszył w las!! Pozdrowiliśmy się naszym polskim "dzień dobry" i każdy ruszył w swoją stronę! Chcieć to móc!! Super sprawa, że mimo takich trudności ktoś nie rezygnuje ze swoich zamiłowań! Ach...
Biegnąc dalej jeszcze bardzo długo o tym myślałem... I tak się zamyśliłem a jednocześnie zmotywowałem, że postanowiłem pokonać dystans półmaratonu. Pokrążyłem po lasach których całkowicie nie znam i jak się okazało nieznajomość tą przypłaciłem bieganiem po bardzo wilgotnych ścieżkach no ale bywa...
już przyschnięte ;-)

 Fajnie czasem zmienić trasę i zobaczyć coś nowego. Bo każda ścieżka w lesie ma swój urok. Biegnąc piętnasty kilometr wróciłem już do znanych mi terenów. Na szybko zaplanowałem trasę by zrobić dystans "połówki" i ruszyłem po znajomych ścieżkach. Dobiegając na działkę telefon pokazał 21,5 km w tempie 5:18.


Czy byłem bardzo zmęczony? Teraz już dokładnie nie pamiętam. Pamiętam tylko, że zdjąłem koszulkę i poszedłem pod studnię obmyć się chłodną wodą.  A potem siedziałem na schodach i zajadałem się jabłkami :-)

O tak to właśnie było rok temu!!

Dasz bór!

1 komentarz: