czwartek, 11 lipca 2013

Szakal na obczyźnie czyli "Powracające przed oczami retrospekcje...." część pierwsza.

Szakal na obczyźnie czyli " Powracające przed oczami retrospekcje..."
Los chciał, że obecnie w Polsce nie przebywam.... ale staram się znaleźć chwilę na bieganie. Bo taka natura szakala, że ciągnie do biegania. W ostatnich tygodniach znajduję tego czasu nieco więcej a to dlatego, że postanowiłem przebiec maraton. Maraton bez przygotowania to nie jest najlepsze rozwiązanie z tego co słyszałem i wyczytałem. Dobrze pobiegać chociaż te 3-4 razy w tygodniu, żeby nie zejść z trasy. Datę maratonu już znam jest to 29 wrzesień 2013 roku, miejsce to Nottingham, nazwa biegu to Ikano Robin Hood Marathon (to w okolicach Nottingham grasowała słynna banda Robina), dystans znany, trasa biegu ma się pojawić w późniejszym terminie lata a w sumie to już się pojawiła i nawet piszą o niej, że można tutaj zrobić swój PB <hura>. Do biegu zostało ponad 3 miesiące (gdy zaczynałem pisać to tyle było, teraz już niecałe trzy :P) na szybko ściągnąłem sobie z internetu jakiś plan treningowy 18 tygodniowy, łącznie 59 treningów.... 60 treningiem ma być maraton. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Plan nie jest jakiś trudny do zrobienia (trochę obawiam się, że jest za mały kilometraż, bo wybiegań 20 kilometrowych i dłuższych jest zaledwie 5), zresztą nie mam zamiaru ścigać się z czołówką moim celem jest złamanie 4 godzin. Biegając po Anglii często wracam myślami do Polski, do naszych regionalnych biegów, tęskni się za tym. Tęskni się za tą zdrową rywalizacją, za rozmowami w towarzystwie biegaczy! Przypominają się też biegi poza naszym województwem... kiedyś ktoś wspomniał bym napisał krótką relację z tych biegów. Postaram się to zrobić... stworzę te kilka relacji (łącznie chyba trzy + czwartą będzie relacja z maratonu :D).
Część pierwsza - Złotoryja 
19.06.2011
Rok 2011 to sam początek mojej przygody biegowej! Zaczynając tym zdaniem ten oto tekst od razu musiałbym skłamać , biegałem oczywiście od dziecka po podwórku, na boisku za piłką w szkole, po bieżni, a nawet zdarzyło mi się, że zostałem powołany do reprezentowania szkoły, ale to było bardzo dawno temu... jednak moje pierwsze zawody po uzyskaniu pełnoletności (tj. skoczeniu 18 lat) odbyły się już w roku 2010... był to wszystkim znany (bądź znany większości) Bieg Sylwestrowy po lesie Łagiewnickim. Z kimś się założyłem, że w nim pobiegnę i uzyskam czas poniżej godziny bez jakiegokolwiek przygotowania... zakład stracił nieco na ważności gdy trasę z powodu złych warunków atmosferycznych skrócono (na moje szczęście) z 10 km do 7,5 km (mój czas 43 min 47 sek). I tak był to dla mnie ogromny sukces!!! Na trasie nie stanąłem, biegłem cały czas (na końcówce czasem bardzo wolno... duuuuuuuuużo osób mnie wyprzedziło, ale na ostatnich 100 metrach zyskałem przypływ sił i pokonałem je bardzo szybko) a wieczorem wytrzymałem do północy by powitać Nowy Rok.
Dobra ale chyba odbiegam od tematu... miałem napisać krótką relację o biegu w Złotoryi 
Tak więc by się do niego przygotować treningi wznowiłem w lutym 2011, wtedy właśnie odpuściło zakwaszenie organizmu po sylwestrze, biegałem po dwa, trzy razy w tygodniu czasem w ogóle... zacząłem trochę startować w zawodach i tak po drodze zaliczyłem V Bieg Wdzięczności w Konstantynowie (6km -27:14), III Dychę Justynów-Janówka (10km-47:10), 3 Majowy Piknik Biegowy w Parku 3 maja (5km-21:38), XXXII Textilcross (10km-43:20), Puchar Maratonu Warszawskiego (10km-43:42), IV Bieg Parafialny "Królewska Piątka" (5km-20:21), Bieg Ulicą Piotrkowską (10km-44:25), Bieg o Pierścień Królowej Jadwigi (3km-11:33), 10 km przy Łódzkim Maratonie (10km-42:04), III Ogólnopolski Supermaraton Ozorków (25km-1:54:00), Puchar Maratonu Warszawskiego (15km-1:09:08), V Bieg Świętojański (15km-1:08:22) i właśnie ten ostatni bieg tj. Bieg Świętojański poprzedzał bieg, o którym ma być ta relacja. Tak więc przejdźmy do meritum!!!
II Bieg Szlakiem Wygasłych Wulkanów 
Większość biegaczy pewnie kojarzy tą imprezę, kilka dni temu odbyła się już IV edycja tego biegu. W życiu bym nie pomyślał żeby wybrać się na takie zawody... ale zupełnie przypadkowo udało mi się wygrać pakiet startowy na bieg w Złotoryi warty coś około. 100 pln?? zresztą to nie jest istotne. Miasto oddalone od Łodzi o ponad 300 km... ale udało się znaleźć transport (dzięki Maurycy za pomoc). Okazało się, że w tym kierunku zmierza tego samego dnia niejaki Mariusz Brewka, który jechał tam w celach zawodowych a "przy okazji" miał wziąć udział w biegu.. Dla mnie to super wiadomość. Taaaaak taaaaaaaak uda mi się tam pojechać! Start w niedzielę 19 czerwca jakoś przed południem. Ale 18 czerwca jeszcze u nas w Łodzi bieg Świętojański zarówno ja jak i Mariusz startujemy. Mariusz kończy na 7 miejscu ja na 28... ale następnego dnia już tak daleko mi nie ucieknie…
Po Świętojańskim nawet nie zdążyłem zjeść giętej z pakietu startowego, od razu udałem się do domu by tam szybko zregenerować siły napojem węglowodanowym i kąpielą. Minęła może godzina od momentu wbiegnięcia na metę w Łagiewnikach, a my już siedzieliśmy w aucie, które jechało w kierunku Dolnego Śląska. Podróż szybko mijała na rozmowach, głównie o bieganiu. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze kilka miejsc (główne cele tej podróży :P), na sen dużo czasu nie było... może 2 godziny, a może i mniej… Na miejscu byliśmy dobre dwie godziny przed startem a może i więcej? Obeszliśmy okolicę, odebraliśmy pakiety startowe, założyliśmy nasze super stroje (jednorazowe buty itd, itp, etc...) zrobiliśmy rozgrzewkę? a może i też nie? wypiliśmy trochę węglowodanów i ruszyliśmy powoli na linię startu. Było tam strasznie tłoczno, my jako, że wczoraj nie startowaliśmy w eliminacjach znajdowaliśmy się w ostatniej strefie czasu. Jakoś bardzo nas to nie przejęło gdyż i tak naszym celem nie było podium. Przed samym startem jakieś bojowe okrzyki, sygnał startu i ruszyli wszyscy... Nim my ruszyliśmy minęło już kilka minut ale w końcu znaleźliśmy się na trasie. Już od samego początku długie kolejki do pokonywania przeszkód (stało się w kolejce czasem 5 minut by ją pokonać)
później jak już się stawka biegu nieco rozciągnęła było swobodniej. W pewnym momencie, gdy ludzie z końca kolejki już się bulwersowali, organizatorzy zezwolili na ominięcie jednej z przeszkód bokiem. Jednak Mariusz i ja poczekaliśmy do końca.
Trasa bardzo kręta, podbiegi, slalomy, przeskakiwanie przez belki słomy, jakieś drzewa, przechodzenie przez opony, dreny kanalizacyjne, itp, itd. W końcu nadchodzi moment wbiegnięcia do jeziora a tam znajduje się kilka przeszkód, my krótka konsternacja i postanawiamy, że zdejmujemy buty i zostawiamy je tutaj by resztę trasy pokonać na boso (a co tam!!!), pokonaliśmy jeziorko by za chwilę wyjść na suchy ląd... No może nie do końca suchy, bo błoto było spore, wpadało się po kostki, ostre kamienie, trochę śmieci i … szkło. A w górę ostre wejście przy pomocy liny, bo nachylenie naprawdę spore... Konsternacja druga!!! Wracamy po buty i znowu do wody. Na szczęście buty jeszcze na nas czekały. “Metoda minimalistyczna” nie okazała się tutaj dobrym wyjściem.
Powolutku wzięliśmy się za pokonywanie przeszkód, było tego naprawdę sporo, droga kręta, stroma, o rozpędzeniu się nie było tutaj mowy, na trasie poznaliśmy trochę osób, tak więc bieg mijał na rozmowach, pokrzykiwaniu, śmianiu się, itd, itp , kilka razy przeprawialiśmy się przez rzekę, jezioro, mokradła,
a na sam koniec blisko kilometrowy odcinek po błocie, czasem tylko po kolana. a czasem po szyję. Niejedna osoba zanurkowała aż po czubek głowy, trasa miała, aż? albo i tylko 11 kilometrów. Żal było gdy się zobaczyło metę i że to już koniec.
No i nie zgadniecie! Mariusz wcale mi nie uciekł i nawet mogłem się pokusić o zwycięstwo z nim... ale ostatecznie skończyłem dwie lokaty za nim z bardzo przyzwoitym czasem bo tylko: 2 godziny 24 minuty i 27 sekund. Zajmując przy tym 50 miejsce w klasyfikacji mężczyzn na 338 startujących!!! (z tym, że 50 od końca).
Po biegu czas na kąpiel w jeziorze, pożegnanie się z butami... no i ze Złotoryją. Bieg na zawsze pozostanie miłym wspomnieniem. A gliniany medal w kształcie wulkanu to jedno z najcenniejszych trofeów. Powrót minął szybko na rozmowach o odczuciach na temat biegu i ogólnie o bieganiu, czyli o tym, co zwykle i o tym co niezwykle również. Dzięki jeszcze raz za wspólną wyprawę i bieg.
Być może za jakiś czas spróbuję napisać jeszcze jakąś relację. 
Z biegowym pozdrowieniem!



Zdjęcia dołączone do relacji pochodzą z serwisu fotomaraton.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz