czwartek, 10 kwietnia 2014

ruszyłem się...

Ile przerwa moja trwała? długo... zdecydowanie za długo... :-/
W sumie to od połowy grudnia...  ale co poradzić?
Mam tylko nadzieję, że teraz będzie lepiej i dam radę pobiegać...

Tydzień temu coś drgnęło. Najpierw we wtorek półtorej godzinki tenisa,  w środę lot do Polski...
tam do lekarza... no i antybiotyk :-/ niedoleczone zapalenie oskrzeli...  przez prawie cztery miesiące z nim walczyłem...  lecz nie udawało się. Bywało, że niby już wszystko było w porządku, by budząc się następnego dnia znów poczuć  pieczenie w klatce piersiowej i ciężki oddech.
Po wizycie u lekarza postanowiłem, że z antybiotykiem  jeszcze trochę się wstrzymam bo w końcu to urlop...
Gorzej było powstrzymać się z bieganiem.
Przegrałem z urokiem lasu i z tym, że miałem towarzyszyć Sylwii na rowerze a nie na własnych nogach...
Co poradzić? Postanowiłem, że jednak się przebiegnę.  Butów do biegania nie mogłem znaleźć, pożyczyłem od brata. Pod lasem na szybko się przebrałem i powoli ruszyliśmy...


Tempo bardzo spokojne - idealne dla mnie :-) NIE MA TO JAK BIEGANIE PO LESIE!!!
Oddycha się całkiem nieźle, ciepłe i świeże powietrze robi swoje. Biegnie się fajnie, chociaż mięśnie dają znać, że dopiero co budzą się ze snu... W okolicach trzeciego kilometra spotykamy Bartka który trenuje podbiegi :-) W głowie przeszła myśl, że zanim ja zacznę mocniej biegać to jeszcze sporo czasu musi upłynąć..
Po drodze napotykamy sarenkę, która uskakuje głębiej w las by potem obserwować naszą niezbyt dobrą technikę biegową :P  Chwilę później spotykamy jeszcze jej dwie siostry. Promyki słońca już coraz słabiej docierają do lasu ale i nasza trasa dobiega końca :-) HURA!! Wyszło 7,5 km...

Następnego dnia powtórka! Stwierdziliśmy, że póki można to trzeba korzystać! Tym razem do lasu wybraliśmy się nieco wcześniej bo na wieczór mieliśmy już zaplanowaną wyjątkową Drogę Krzyżową.
Tempo wyszło trochę szybsze niż poprzedniego dnia i dołożyliśmy nawet 200 metrów ;-)

Większej zwierzyny tego dnia już nie napotkaliśmy zadowoliliśmy się zapachem żywicy z pobliskiej wycinki i wszystkimi innym urokami lasu! Postanowiliśmy też, że przy następnej wizycie obowiązkowo zrobimy po lesie kilka kilometrów.

Tydzień urlopu i dwa treningi? Całkiem nieźle!! Ale zebraliśmy się i na trzeci trening!!
Tym razem nad Zalewem Zemborzyckim oddalonym od Łodzi o blisko 300 km!
Kiedyś już dane mi  było biegać w okolicach tego Zalewu ...  relacja tutaj
Jednak tym razem nie był to wyścig ;-)
Pogoda nam się trafiła wyśmienita. Temperatura bliska 20 stopni Celsjusza a do tego lekki wiaterek. Czego chcieć więcej? Butów do biegania...
Zdecydowałem się pobiec w butach do codziennego użytku...

 Nie było tak źle...
Niestety między 6 a 7 kilometrem zamiast pobiec wzdłuż linii brzegowej zalewu pobiegliśmy dalej ścieżką rowerową. Odbiegła ona sporo od zalewu i od tej pory biegło się już gorzej... zamiast jeziorka i lasu towarzyszyła nam bliskość ruchliwej drogi a co za tym idzie niezbyt przyjemny hałas samochodów.
Wraz z tempem spadały nasze morale i jakoś przed 11 kilometrem postanowiliśmy resztę trasy dospacerować...

Zalewu nie udało się okrążyć biegiem, ale dzięki temu mamy kolejny cel do zrealizowania w niedalekiej przyszłości... (może czerwiec?)

Po biegu mały posiłek

a po posiłku kolejny... już bardziej odżywczy :-)

 Moje ulubione danie ze sklepu w Prawiednikach!
No i to tyle!!
Wczoraj zacząłem brać antybiotyk a wieczorem przywitała mnie już Anglia...
Dzisiaj zdecydowałem się na kolejny trening.
Tym razem już nieco szybszy... i w butach bardziej przystosowanych do biegania!
Wyszło takie coś:


Do zbudowania formy droga daleka. Ale będę nią zmierzał!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz